piątek, 6 maja 2016

~Rozdział X~ ,,Symulacja"

*******************
( Uwaga! Zmieniam wiek Elsy, a co za tym idzie, wszystkich nowych strażników(oprócz Kristoff'a, Meridy, Anny, Fynn'a i Hiccup'a). A więc: Elsa: 218, Jack: 319 i Punzie: 117)
*******************
~Elsa Darkness~
   Leżałam na czymś tak twardym, że ledwo mogłam zmusić moje mięśnie do współpracy. Otworzyłam powoli oczy i podniosłam się. Byłam w jakimś pokoju, który należał przed laty do pewnej kobiety. Wskazywały na to toaletka i przepastna, dębowa szafa. Zaczęłam się zastanawiać, skąd ja się tu wzięłam. Po kilku minutach wszystkie wydarzenia wczorajszego dnia uderzyły we mnie z mocą pociągu towarowego.
   Przekleństwo.
   Ucieczka.
   Avery Moon.
   Podróż cieniami do domu North'a.
   Znalezienie się w jakimś pomieszczeniu.
   Sen.
Przeniosłam wzrok na swoje dłonie. Blade, delikatne, z żyłami jak u każdego człowieka. Mogą zrobić tyle złego; szkód nieodwracalnych; przysporzyć tyle bólu potencjalnej osobie, która przypadkiem nawinie się mi pod rękę lub ja jej dotknę. Przypadkiem nawinie się pod rękę? Przypadkiem dotknę? Co jeśli nie przez złośliwość losu, a specjalnie; umyślnie?
   ,,Nie.''- szybko odepchnęłam tą myśl od siebie.
Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, o którym wcześniej wspomniałam. Ściany miało wyblakłe, ale na pewno w kolorze trochę rozjaśnionej purpury. Okna zostały umieszczone tak, żeby osoba, która zamieszkiwała ten pokój miała pełny widok na panoramę wiecznie oblodzonej krainy i Śnieżnych Ogrodów North'a. Przysłonione były długimi do ziemi kotarami, o tym samym kolorze co ścianki. Na wprost ode mnie stało wielkie, z baldahimem, dębowe łoże godne królowej. Po jego prawej stronie znajdowała się wcześniej wspomniana toaletka, a po lewej- szafa. Podłogę wyłożono dębowymi panelami, które przykryte zostały grubym, pluszowym, dywanem o kolorze ciemnofioletowym. Na suficie wisiał ogromnych rozmiarów żyrandol, zrobiony z kryształków. Dodajmy do tego wszystkiego grubą warstwę kurzu i mamy pokój, w którym spędziłam nie najwygodniejszą noc.
  Wtem otworzyły się drzwi, w których stanął nie kto inny jak...North.
- E-Elsa?! - był wyraźnie zaskoczony moją obecnością - Co ty tutaj robisz?!
- Mam ci opowiedzieć całą historię z początkiem i końcem?- zapytałam. Lubię uszczegóławiać.
- Tak.- zdecydował się, patrząc mi w oczy. Westchnęłam.
- Zaczynając od początku; gdy wybiegłam, nie patrzyłam gdzie mnie nogi niosą i tak dotarłam do jakiegoś lasku niedaleko od twojego domu. W jego środku było jeziorko z małym, spróchniałym domkiem. Stałam tam jakiś czas, układając sobie wszystko w głowie, gdy wtem zmaterializowała się przede mną bogini- nazywała się Avery Moon. Mówiła, że przekleństwo, które rzucił na mnie Pitch mozna wykorzystac przeciwko niemu i innym - ,,Nie tylko przeciw wrogom.''- podunął mój mózg, ale ja szybko się tej myśli pozbyłam i ciągnęłam dalej - Dowiedziałam się również, iż można moją klątwę opanować. Tylko potrzebuje treningu. Poinformowała mnie również o tym, że potrzebujemy treningu. Treningu jak poradzić sobie z Jego sługusami. Mówiła też, że będziesz wiedział o co jej chodziło i jak przeprowadzić takie przygotowanie. Więc?- posłałam mu pytajace spojrzenie.
- Wiesz...-podrapał się po karku- rzeczywiście wiem jak ci pomóc i jak przeprowadzić takie zajęcia. Ale jedno mnie zastanawia- dlaczego pokazała się tylko tobie? Chodzi mi o to, że nie była ona widywana przez kilkanaście dobrych lat. Po tym jak obraziła się na brata, za to, że ja tu umieścił podczas Pierwszej Wielkiej Bitwy Z Ciemnością. Księżyc umieścił ją tutaj, ponieważ była zbytnio napalona na wojnę, a co ważniejsze; za młolda na taki bajzel. Sama rozumiesz- tu popatrzył na mnie porozumiewawczo - po prostu bał się o nią. A teraz tak ni z tąd, ni z owąd pojawia się po jakichś 120 latach. I pokazuje się osobie, której prawie nie zna. Ciekawe...- zamyślił się.
- A więc ten pokój należał do niej?- zapytałam, patrząc na niego wyczekująco.
- Tak. Jej ulubiony kolor to purpura. W sumie nie wiem dlaczego, bo ubiera się ciągle w różne odcienie niebieskiego.- zaśmiał się, ale zaraz spoważniał.
- Po co tu przychodzisz?- wyszeptałam.
- Ot tak.- wiem, że za tym coś stoi, ale nie mam ochoty teraz naciskać.- Teraz przyszedłem tu po to żeby zobaczyć co trzeba wyremontować i zmienić, by znów można było tu mieszkać.
- Spodziewasz się gościa?
- Nie.- spojrzał na mnie z zaskoczeniem, jakby ta myśl była tak absurdalna jak nierozdawanie prezentów na gwiadkę. - Od dziś ty tu będziesz mieszkać. Chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego.
   Westchnęłam ciężko. No tak, życie z dziewczynami w pokoju już nie było możliwe. Wzebrała się we mnie cicha złość.
- Racja.
- Nie jesteś głodna?- spytał - wszyscy jeszcze śpią, ale możemy zrobić sobie małe co nieco.- uśmiechnął się do mnie ciepło i wyprowadził z pomiesczenia.
**********************************************
- Dobra. Wszyscy są?
- Są!
- W porządku. Jak wiecie, zbliża się nieuchronny konflikt zbrojny z siłami Ciemności. Oczywiście przewodniczy mu nie kto inny, jak Pitch. Dlatego postanowiliśmy, że zaczniemy was trenować, aby taka sytuacja jak ta sprzed ostanich dni się nie powtórzyła. Każdy z was będzie stawiał czoło różnym przeszkodom i potworom. Nie martwcie się- jeżeli nie zdołacie się obronić lub z nimi skończyć, nic się z wami poważnego nie stanie.- i tym optymistycznym akcentem North zakończył swoją wypowiedź.
   Siedzieliśmy właśnie w pewnym pomiesczeniu, które zminiać się miało zależnie od tego z jaką trudościa przyszłoby nam się zmierzyć. Każdy miał przy sobie zapasowy kołczan, miecz czy specjalny pistolet na istoty magiczne i nieśmiertelne. Wszyskie dziewczyny zrobiły sobie kucyka lub koka, żeby włosy nie przeszkadzały w walce. ja należałam do grupy koków, ponieważ moja fryzura była za długa na związaie ich tylko z tyłu.
- Czyli jest to coś na wzór symulacji?- zapytała Merida. Jej ognistoczerwona czupryna zapleciona została w gruby warkocz z boku, przełożony przez lewe ramię.
- Mniej więcej, ale nie aż tak bolesna.- uśmiechnęła się Zębuszka, pokazując swoje piękne uzębienie.
- A mniej czy więcej?- ten to zawsze się do czegoś przyczepi, jak rzep do ogona. Mowa jest oczywiście o Jack'u Froście. Z szelmowskim uśmiechem podejmował się zadania.
- Daj spokój, Frost.- warknął Zając.
- Okay, zanim wyniknie następna bitwa Zając vs Frost, lepiej zacznijmy. Wszyscy gotowi?- North lustrował nasze twarze uważnie.
- Tak!- nie.
   Ale już po chwili ogarnęła nas ciemność.
Otworzyłam oczy.
   Znajdowałam się w przeogrmnej komnacie z czarnymi, marmurowymi posadzkami i kryształowym żyrandolem. Kwatera Pitch'a. Oczywiście.
  Po chwili odkryłam, że coś krępuje mi ruchy. Byłam przywiązana do z pozłacanego drewna krzesła, którego siedzeniem była aksamitna poduszka. Nagle zobaczyłam stół, zastawiony suto najróżniejszymi przekąskami i daniami. Znajdowała się tam również babeczka, która wyglądała przepysznie. Była czekoladowa. Moja ulubiona.
   Zaczęłąm powoli przesuwać się w stronę słodkości. Dzieliło mnie od niej zaledwie kilkanaście cetymetrów, gdy drzwi się otworzyły i wszedł Mrok ze swoją służbą. Nie mogłam patrzeć na jego wstrętną gębę, więc szybko odwrócilam wzrok. Zastanawiałam się, czy w tej pseudosymulacji, Czarn Pan też jest we mnie zakochany. Jeśli tak- mogę to wykorzystać, a jeśli nie- to trudno.
   W końcu zmusiłam się do spojrzenia w jeg oblicze. Było tak samo obrzydliwe i odpychające, jak ostatnio. Do tego ten jego parszywy uśmiech! Ohyda.
- Proszę, proszę.- zacmokał z zadowoleniem- kogo my tu mamy? Nieuchwytna przez kilkadziesiąt lat przez moje sługi i koszmary. Ci, tych których cię dopadli, zabijałaś. Proszę państwa- oto Elsa Darkness!
   Oczywiście nikt się nie odezwał, gdy to powiedział. 
Zrobił ze mnie główną atrakcję swojego ,,show''. Mogłam się tego domyślić. Pitch uwielbia przedstawienia. Lubi zrobić z ofiary pośmiewisko, a potem zabić.
- Daruj sobie Mrok.- warknęłam, jednocześnie próbując sięgnąć do kabury, w której miałam pistolet. Wcześniej już odkryłam brak mojego łuku i kołczanu. Ale został jeszcze on.
- Czemu, kochanie? Dobrze wiesz, że uwielbiam grać, a z ofiary zrobić główną atrakcję. Nie pamiętasz?
- Nawet za dobrze.- wycedziłam. Jeszcze trochę...
- Co ja mam z tobą zrobić?- udawał zamyślonego- może potorturować? Albo nie, spalić! Eh...odpada. Widzisz, jak co do czego przychodzi, to zawsze mam z tym problem- jak ciebie wykończyć.
   Nie zwracałam na niego uwagi. Teraz juz wiedziałam, że nie kocha się we mnie. Przynajmniej ten Pitch.
Jest!
    Czuję metalową rączkę broni. Teraz tylko zrobić coś z tymi łańcuchami.
- Elso. Może powinnaś coś wiedzieć, zanim umrzesz.- zamarłam, zapominając o tym, że to tylko słowa niby Pitch'a.- Twoi przyjaciele się ciebie boją. Boją się każdego twojego posunięcia w ich stronę. Nigdy do nich nie pasowałaś. Zawsze odstawałaś i odstawać będziesz. Jesteś silniejsza od nich wszystkich razem wziętych. Twoja moc może zabić wszystkich w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Pamiętaj o tym, jak stracisz nad nią panowanie.
- No, to chba wszystko co chciałem ci przekazać przed śmiercią. Miłego umierania, kotku.
Od jakiegoś czasu moja moc zaczęła wymykać się spod kontroli, zamrażając przy tym łańcuch, który coraz bardziej trzeszczał. Wtedy był już tak oblodzony, że z łatwością mogłam go z siebie zdjąć, a nawet zerwać.
   Gdy tylko Pitch naciągał śmiercionośną strzałę, która miała we mnie trafić; szybko zerwałam sie z krzesła i strzeliłam z pistoletu. Rozległ się huk i Mrok rozpadł się na tysiące malutkich, czarnych kawałeczków. Nie oglądałam się za siebie i porwałam ze stołu moją upragnioną babeczkę, którą na szybko upchnęłam do kieszeni.
   Sługi Czarnego Pana ruszyły za mną w pościg. Zaczęli do mnie strzelać z kołczanów, pistoletów, czy rzucać sztyletami. Umykałam przed nimi tak szybko jak mogłam. Nagle na jakimś stole w holu, zobaczyłam resztę mojej amunicji. Odwróciłam się i zaczęłam do nich strzelać na oślep.
   Z odgosu jaki usłyszałam, kilkoro z nich dostało.
Nagle zobaczyłam jedyne jasne drzwi, lewitujące w powietrzu nad schodami, które prowadziły na kolejne piętra. Pobiegłam szybko w ich kierunku, schwyciłam klamkę i przekręciłam.
* 2 godziny później *
Wszyscy byliśmy wymęczen; każdy z nas ciężko oddychał i był pochylony. Niektórych ubrania były poszarpane lub nadpalone. czułam okropne kłucie z boku i coś miękkiego w kieszeni. Wyprostowałam się i powoli wyciągnęłam to coś.
   Moja babeczka!
Pokruszyła się w kilkunastu miejscach naraz i zostawiła maźowy ślad po czekoladzie, od środka moich spodni. Ale nadawała się jeszcze do spożycia.
   Ciekawe czy mają tu pralkę?
Odgryzłam kawałek słodycza, co nie umknęło uwadze Frost'a, który również już się wyprostował i patrzył na mnie juz od dłuższego czasu.
- Skąd masz babeczkę?- zapytał zdziwiony.
- Podczas jednej sceny w ,,symulacji'' był talerz z moimi ulubinymi słodkościami. Kiedy uciekałam przed napastnikami, schwyciałam jedną i schowałam do kieszeni.- wzruszyłam ramionami.
- Ja też chcę!- wymamrotał. Zaśmiałam się cicho.
- Jak se taką zrobisz, to będziesz miał.- odpowiedziałam zgryźliwie i mocniej wygryzłam się w pulchne ciasto. Smakowało pysznie.
   Ale jednak żaden słodycz nie pomoże na mój nie pokój, o to, że to co Pitch mówił o mnie, mojej mocy i przyjaciołach jest prawdą.
Od wtedy to mój najgorszy koszmar.
***************************************************
Witam wszystkich po kolejnej przerwie! Mam nadzieję, że rozdzialik się podoba.
Przysięgam, że w maju spróbuję wstawiać więcej wpisów niż do tej pory. I mam do Was taką prośbę: gdybyście mogły zrobić taki spamik na swoich czy innch blogach, to by było świetnie. Nie jestem pewna, czy to w porządku z mojej strony, żeby Was o to prosić.
Ten rozdział dedykuję Natalii Forever.
Do następnego!
~  Avery Moon ~