--Jack Frost--
Gdy usłyszałem szept, który jakimś cudem, dobiegł do moich uszu, poprzez ciężkie oddechy moich przyjaciół; od razu odwróciłem w jego stronę.
Po pniu pobliskiego drzewa, zjeżdżała plecami Elsa, której twarz była bledsza niż zazwyczaj. Szybko podbiegłem do dziewczyny i z przerażeniem stwierdziłem, że krwawi już od jakiegoś dobrego czasu.
Zacząłem szukać źródła płynącej cieczy. Okazała się nim głęboka rana, w kształcie łuku.
Pod zasięgiem mojej ręki nie było nic do zatamowania czerwonego płynu. W końcu urwałem z frustracją kawałek mojej koszuli, która, szczerze, nie była za bardzo czysta.
Jak najszybciej owinąłem nią miejsce zranienia, wziąłem dziewczynę na ręce i prędko pobiegłem do reszty strażników.
--Bez perspektywy--
Gdy Jack dobiegł na miejsce, od razu obskoczyły go dziewczyny i chłopacy. Naprzemian pytali co się stało Elsie i czy mu nic nie jest.
Ciągle odpowiadał, że nie widział całego zdarzenia i że się czuje w miarę dobrze.
Nagle jego prawa ręka, która trzymała kark platynowowłosej, zaczęła niemiłosiernie na zmianę piec i parzyć.
Nie wiedział co się działo, ale jedno wiedział na pewno. Nie może już dłużej jej trzymać, bo oprócz niej, on również dozna uszczrebku na swoim zdrowiu.(Ale nie szlachetnie)
Jednak z drugiej strony, gdy ją puści, to spadnie z wysokości metra dziewiędziesięciu pięciu, na ziemię i jeszcze bardziej się potłucze.
W końcu...
- Flynn! Weź ją, bo ja nie za dobrze się czuję!- krzyknął Jack do szatyna, który gadał właśnie z Hiccup'em o przetransportowaniu ich do Świętego.
- Ale, jeszcze przed chwilą...-zaczął Flynn, ale białowłosy mu przerwał.
- Nie ważne, co powiedziałem wcześniej idioto! Po prostu ją weź!- wycedził przez zaciśnięte z bólu zęby.
Brązowowłosy, widząc w jakim stanie jest przyjaciel, szybko przejął Elsę.
Gdy tylko skóra Jack'a straciła kontakt ze pokryciem oraganizmu dziewczyny( dla nie rozumiejących: skóra), odczuł momentalną falę ulgi. Ból ustał.
Chłopak spojrzał na poparzone miejsce i, aż się skrzywił.
Jego część ręki, która podtrzymywała Elsę za kark, pyła pokryta bąblami o różnych kolorach i wielkości. Niektóre były czarne od spodu, tak jak przy oparzeniu trzeciego stopnia, a na górze czerwono-kremowe; inne przybrały barwę dojrzałej wiśni i kształtem przypominały małe kuleczki.
Sama skóra pod nimi, tak jakby sflaczała i wyglądała jakby była przeźroczysta, a pod nią widać było czerwone i ciemnoniebieskie żyły, ciągnące się, aż do jego dłoni.
Jack spojrzał na Flynn'a. Szatyn trzymał dziewczynę w dokładnie tym samym miejscu co białowłosy.
- Flynn! Nie trzymaj jej tak! Poparzysz się!-wrzasnął chłopak, a brązowołosy tak się przestraszył, że ją puścił.
- NIE!-wrzasnął Jack i już chciał się rzucić, żeby dziewczyna spadła na jego ciało i nie zrobiła sobie krzywdy, ale coś, a raczej ktoś go od tego powstrzymał.
Tym razem to była Merida.
Pod ciałem platynowowłosej szybko wyczarowała kupkę kolorowych liści.
Elsa spadła miękko na rośliny.
Nic jej się nie stało.
Jack popatrzył na Meridę z bezgraniczną wdzięcznością. Ognistowłosa jakby czytała w jego myślach, powiedziała:
- Proszę bardzo.- i uśmiechnęła się do niego. Wtedy chłopak zwrócił się do sprawcy całego zamieszania.
- Jak mogłeś?! To twoja...-tu się zawachał, szukając odpowiedniego określenia- koleżanka, a do tego najważniejsza nowa strażniczka! Co ci odbiło, żeby ją puszczać?!-wydarł się Jack, wstając i zataczając się z bólu, spróbował podejść do przyjaciela.
- Jack uspokój się! On się przestraszył!- krzyknęła Rapunzel, broniąc Flynn'a.
- Niby czego?-parsknął białowłosy.- mojego krzyku?
- Tak! Człowieku, jak tak krzyczysz znienacka to można zawału dostać! A tak w ogóle, to co masz na ręce?- zapytał brązowowłosy, patrząc prosto na miejsce poparzenia.
Chłopak szybko zakrył to miejsce obciągając dotąd podwiniętą koszulę.
Na jego szczęście nikt nie zwrócił uwagi na ostatnie pytanie mu zadane przez Flynn'a.
- Dobra, ludzie! Mamy ważniejsze sprawy na głowie niż wasze kłótnie o to czego kto się przestraszył!- zawołała Anna, tupiąc nogą.- Elsa jest ranna i prawie na tamtym świecie! Musimy się zastanowić jak dolecimy na Biegun!
- Anka, mówisz jak dorosły!- zdziwiła się Punzie, patrząc na przyjaciółkę ze zdziwieniem.- Wydawało mi się, że jeszcze długo zanim to nastąpi...
Wszyscy parsknąłi śmiechem.
- Dobra, kto ma tą kulę od teleportacji?-zapytał Kristoff, patrząc po twarzach zgromadzonych.
- Chyba ja, bo jako jedyna miałam przy sobie torebkę.-powiezdziała złotowłosa, grzebiąc w swojej małej, podręcznej torebeczce,która była pod kolor sukienki, zapinana na złote słońce.(takie jak flaga Corony)
- I co? Masz?-zapytał niecierpliwie Hiccup, przestępujac z nogi na nogę.
-JEST!- krzyknęla tyumfalnie Punzie, który spowodował nagły podskok wszystkich strażników.(oprócz Elsy)
- No i?- dopytywała się Merida- jak to się robi, żeby otworzyć portal?
- Czekajcie-powiedział Hiccup, wyjmując z ręki złotowłosej kulkę- najpierw się mówi gdzie się chce dostać, więc- ustawił sobie przedmiot, na wysokość nosa-Biegun Północny!- i rzucił nią w przestrzeń.
Wkrótce dało się słyczeć syk, a wtedy zmaterializował się przed nimi kolorowy dym, z którego czasami widać było obraz przedstawiający zimne pustkowie z dużym, z drewna zbudowanym domem.
- Jesteś genialny!- pisnęła Anna i już była jedną noga w portalu, ale wróciła i zaczęła coś majstrować przy Elsie, która ciągle była nieprzetomna.
- Ej, co ty robisz?-zapytał z niepokojem Jack, parząc co jego koleżanka robi.
- Tak będzie łatwiej.-oznajmując i pokazała im kokon składający się z liści i bluszczu, oplatający ciało platynowowłosej.
- Świetny pomysł!- ucieszyła się Punzie- Jack-nie. -powiedziała widząc, że chłopak już schyla się po ciało strażniczki.- jesteś zmęczony i do tego masz niesprawną rękę. Elsę weźmie Hiccup, prawda?-spojrzała na chłopaka prosząco.
- Oczywiście. Nie martw się Jack, nie upuszczę jej, tak jak niektórzy tutaj obecni.-tutaj spojrzał wymownie w stronę Flynn'a.
- Dobra.-zgodził się chłopak, wzdychając ciężko. Szczerze, to czuł się gorzej z każdą minutą, ale gdyby to od niego zależało, wziąłby ją na ręce, bez zastawiania się.
- No to wchodzimy.- powiedziała Merida.
Hiccup bez trudu wziął Elsę i jako pierwszy przeszedł przez kolorowy dym. Następnie Jack i reszta.
Wtedy na placu, na którym jeszcze godzinę temu odbywała się wesoła zabawa, zapadła grobowa cisza.
* * *
Witam po dość długiej nieobecności!
Tak wiem, czekałyście na rozdział bardzo długo i mam nadzieję, że się spodobał.
Mam też dość smutne wieści.
Rozdziały zostaną dodawane rzadziej, ponieważ niedługo mam bardzo ważne sprawdziany i muszę się do nich sporo uczyć.
Ostatecznie wena, również powoli mnie opuszcza i ten rozdział to jej resztki, wyzbierane z całych ferii i po tygodniowego zakończenia ich.
Pozdrawiam!
-Wasza Jenny Ice-
Myślę, że bardziej logiczne byłoby, gdyby Jack po prostu położył ją na ziemi, a nie podawał Flynnowi...
OdpowiedzUsuńSkoro wena Cię opuszcza, to może warto by było poprawić napisane już rozdziały? Bo sama chyba przyznasz, że zbyt dopracowane nie są :)
Pozdrawiam
Ireth
Masz całkowitą rację. Logika w moich zdaniach nie jest perfekcyjna.:-) Ale to, żeby Jack podawał Elsę Flynn'owi bardziej podgrzewa atmosferę.
OdpowiedzUsuńZresztą jak tam kto uważa.:-)
Super rozdził. Przepraszam, że taki spóźniony komentarz... Bardzo mi się podoba ten rozdzialik. No czekam na reakcję Strażników kiedy się o tym dowiedzą.
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta
Pozdrawiam i weny :* <3
Ja też przepraszam, że DOPIERO teraz napisałam komentarz, ale też miałam masę spraw na głowie i nie mogłam wcześniej.
OdpowiedzUsuńOtóż rozdział był trochę krótki, ale bardzo fajny. Ten brak logiki jest najprawdopodobniej spowodowany sytuacją zagrożenia, bo jak cię coś zaczyna piec cholernie w rękę to logika nie ma tu nic do gadania. W każdym razie ten moment z poparzeniem bardzo mi się spodobał, można uznać, że Elsa jest toksyczna. Ciekawe co powie, jak się obudzi. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, jestem mega ciekawa co stanie się dalej.
Pozdrawiam ciepło i życze dużo weny. ♥
Taka spontanika, nie?
OdpowiedzUsuń:-)
Tak w ogóle zauważyłam, że masz błąd w nazwie bloga - po przecinku powinna być spacja :) Popraw sobie, bo to trochę razi w oczy ;)
OdpowiedzUsuń