piątek, 6 maja 2016

~Rozdział X~ ,,Symulacja"

*******************
( Uwaga! Zmieniam wiek Elsy, a co za tym idzie, wszystkich nowych strażników(oprócz Kristoff'a, Meridy, Anny, Fynn'a i Hiccup'a). A więc: Elsa: 218, Jack: 319 i Punzie: 117)
*******************
~Elsa Darkness~
   Leżałam na czymś tak twardym, że ledwo mogłam zmusić moje mięśnie do współpracy. Otworzyłam powoli oczy i podniosłam się. Byłam w jakimś pokoju, który należał przed laty do pewnej kobiety. Wskazywały na to toaletka i przepastna, dębowa szafa. Zaczęłam się zastanawiać, skąd ja się tu wzięłam. Po kilku minutach wszystkie wydarzenia wczorajszego dnia uderzyły we mnie z mocą pociągu towarowego.
   Przekleństwo.
   Ucieczka.
   Avery Moon.
   Podróż cieniami do domu North'a.
   Znalezienie się w jakimś pomieszczeniu.
   Sen.
Przeniosłam wzrok na swoje dłonie. Blade, delikatne, z żyłami jak u każdego człowieka. Mogą zrobić tyle złego; szkód nieodwracalnych; przysporzyć tyle bólu potencjalnej osobie, która przypadkiem nawinie się mi pod rękę lub ja jej dotknę. Przypadkiem nawinie się pod rękę? Przypadkiem dotknę? Co jeśli nie przez złośliwość losu, a specjalnie; umyślnie?
   ,,Nie.''- szybko odepchnęłam tą myśl od siebie.
Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, o którym wcześniej wspomniałam. Ściany miało wyblakłe, ale na pewno w kolorze trochę rozjaśnionej purpury. Okna zostały umieszczone tak, żeby osoba, która zamieszkiwała ten pokój miała pełny widok na panoramę wiecznie oblodzonej krainy i Śnieżnych Ogrodów North'a. Przysłonione były długimi do ziemi kotarami, o tym samym kolorze co ścianki. Na wprost ode mnie stało wielkie, z baldahimem, dębowe łoże godne królowej. Po jego prawej stronie znajdowała się wcześniej wspomniana toaletka, a po lewej- szafa. Podłogę wyłożono dębowymi panelami, które przykryte zostały grubym, pluszowym, dywanem o kolorze ciemnofioletowym. Na suficie wisiał ogromnych rozmiarów żyrandol, zrobiony z kryształków. Dodajmy do tego wszystkiego grubą warstwę kurzu i mamy pokój, w którym spędziłam nie najwygodniejszą noc.
  Wtem otworzyły się drzwi, w których stanął nie kto inny jak...North.
- E-Elsa?! - był wyraźnie zaskoczony moją obecnością - Co ty tutaj robisz?!
- Mam ci opowiedzieć całą historię z początkiem i końcem?- zapytałam. Lubię uszczegóławiać.
- Tak.- zdecydował się, patrząc mi w oczy. Westchnęłam.
- Zaczynając od początku; gdy wybiegłam, nie patrzyłam gdzie mnie nogi niosą i tak dotarłam do jakiegoś lasku niedaleko od twojego domu. W jego środku było jeziorko z małym, spróchniałym domkiem. Stałam tam jakiś czas, układając sobie wszystko w głowie, gdy wtem zmaterializowała się przede mną bogini- nazywała się Avery Moon. Mówiła, że przekleństwo, które rzucił na mnie Pitch mozna wykorzystac przeciwko niemu i innym - ,,Nie tylko przeciw wrogom.''- podunął mój mózg, ale ja szybko się tej myśli pozbyłam i ciągnęłam dalej - Dowiedziałam się również, iż można moją klątwę opanować. Tylko potrzebuje treningu. Poinformowała mnie również o tym, że potrzebujemy treningu. Treningu jak poradzić sobie z Jego sługusami. Mówiła też, że będziesz wiedział o co jej chodziło i jak przeprowadzić takie przygotowanie. Więc?- posłałam mu pytajace spojrzenie.
- Wiesz...-podrapał się po karku- rzeczywiście wiem jak ci pomóc i jak przeprowadzić takie zajęcia. Ale jedno mnie zastanawia- dlaczego pokazała się tylko tobie? Chodzi mi o to, że nie była ona widywana przez kilkanaście dobrych lat. Po tym jak obraziła się na brata, za to, że ja tu umieścił podczas Pierwszej Wielkiej Bitwy Z Ciemnością. Księżyc umieścił ją tutaj, ponieważ była zbytnio napalona na wojnę, a co ważniejsze; za młolda na taki bajzel. Sama rozumiesz- tu popatrzył na mnie porozumiewawczo - po prostu bał się o nią. A teraz tak ni z tąd, ni z owąd pojawia się po jakichś 120 latach. I pokazuje się osobie, której prawie nie zna. Ciekawe...- zamyślił się.
- A więc ten pokój należał do niej?- zapytałam, patrząc na niego wyczekująco.
- Tak. Jej ulubiony kolor to purpura. W sumie nie wiem dlaczego, bo ubiera się ciągle w różne odcienie niebieskiego.- zaśmiał się, ale zaraz spoważniał.
- Po co tu przychodzisz?- wyszeptałam.
- Ot tak.- wiem, że za tym coś stoi, ale nie mam ochoty teraz naciskać.- Teraz przyszedłem tu po to żeby zobaczyć co trzeba wyremontować i zmienić, by znów można było tu mieszkać.
- Spodziewasz się gościa?
- Nie.- spojrzał na mnie z zaskoczeniem, jakby ta myśl była tak absurdalna jak nierozdawanie prezentów na gwiadkę. - Od dziś ty tu będziesz mieszkać. Chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego.
   Westchnęłam ciężko. No tak, życie z dziewczynami w pokoju już nie było możliwe. Wzebrała się we mnie cicha złość.
- Racja.
- Nie jesteś głodna?- spytał - wszyscy jeszcze śpią, ale możemy zrobić sobie małe co nieco.- uśmiechnął się do mnie ciepło i wyprowadził z pomiesczenia.
**********************************************
- Dobra. Wszyscy są?
- Są!
- W porządku. Jak wiecie, zbliża się nieuchronny konflikt zbrojny z siłami Ciemności. Oczywiście przewodniczy mu nie kto inny, jak Pitch. Dlatego postanowiliśmy, że zaczniemy was trenować, aby taka sytuacja jak ta sprzed ostanich dni się nie powtórzyła. Każdy z was będzie stawiał czoło różnym przeszkodom i potworom. Nie martwcie się- jeżeli nie zdołacie się obronić lub z nimi skończyć, nic się z wami poważnego nie stanie.- i tym optymistycznym akcentem North zakończył swoją wypowiedź.
   Siedzieliśmy właśnie w pewnym pomiesczeniu, które zminiać się miało zależnie od tego z jaką trudościa przyszłoby nam się zmierzyć. Każdy miał przy sobie zapasowy kołczan, miecz czy specjalny pistolet na istoty magiczne i nieśmiertelne. Wszyskie dziewczyny zrobiły sobie kucyka lub koka, żeby włosy nie przeszkadzały w walce. ja należałam do grupy koków, ponieważ moja fryzura była za długa na związaie ich tylko z tyłu.
- Czyli jest to coś na wzór symulacji?- zapytała Merida. Jej ognistoczerwona czupryna zapleciona została w gruby warkocz z boku, przełożony przez lewe ramię.
- Mniej więcej, ale nie aż tak bolesna.- uśmiechnęła się Zębuszka, pokazując swoje piękne uzębienie.
- A mniej czy więcej?- ten to zawsze się do czegoś przyczepi, jak rzep do ogona. Mowa jest oczywiście o Jack'u Froście. Z szelmowskim uśmiechem podejmował się zadania.
- Daj spokój, Frost.- warknął Zając.
- Okay, zanim wyniknie następna bitwa Zając vs Frost, lepiej zacznijmy. Wszyscy gotowi?- North lustrował nasze twarze uważnie.
- Tak!- nie.
   Ale już po chwili ogarnęła nas ciemność.
Otworzyłam oczy.
   Znajdowałam się w przeogrmnej komnacie z czarnymi, marmurowymi posadzkami i kryształowym żyrandolem. Kwatera Pitch'a. Oczywiście.
  Po chwili odkryłam, że coś krępuje mi ruchy. Byłam przywiązana do z pozłacanego drewna krzesła, którego siedzeniem była aksamitna poduszka. Nagle zobaczyłam stół, zastawiony suto najróżniejszymi przekąskami i daniami. Znajdowała się tam również babeczka, która wyglądała przepysznie. Była czekoladowa. Moja ulubiona.
   Zaczęłąm powoli przesuwać się w stronę słodkości. Dzieliło mnie od niej zaledwie kilkanaście cetymetrów, gdy drzwi się otworzyły i wszedł Mrok ze swoją służbą. Nie mogłam patrzeć na jego wstrętną gębę, więc szybko odwrócilam wzrok. Zastanawiałam się, czy w tej pseudosymulacji, Czarn Pan też jest we mnie zakochany. Jeśli tak- mogę to wykorzystać, a jeśli nie- to trudno.
   W końcu zmusiłam się do spojrzenia w jeg oblicze. Było tak samo obrzydliwe i odpychające, jak ostatnio. Do tego ten jego parszywy uśmiech! Ohyda.
- Proszę, proszę.- zacmokał z zadowoleniem- kogo my tu mamy? Nieuchwytna przez kilkadziesiąt lat przez moje sługi i koszmary. Ci, tych których cię dopadli, zabijałaś. Proszę państwa- oto Elsa Darkness!
   Oczywiście nikt się nie odezwał, gdy to powiedział. 
Zrobił ze mnie główną atrakcję swojego ,,show''. Mogłam się tego domyślić. Pitch uwielbia przedstawienia. Lubi zrobić z ofiary pośmiewisko, a potem zabić.
- Daruj sobie Mrok.- warknęłam, jednocześnie próbując sięgnąć do kabury, w której miałam pistolet. Wcześniej już odkryłam brak mojego łuku i kołczanu. Ale został jeszcze on.
- Czemu, kochanie? Dobrze wiesz, że uwielbiam grać, a z ofiary zrobić główną atrakcję. Nie pamiętasz?
- Nawet za dobrze.- wycedziłam. Jeszcze trochę...
- Co ja mam z tobą zrobić?- udawał zamyślonego- może potorturować? Albo nie, spalić! Eh...odpada. Widzisz, jak co do czego przychodzi, to zawsze mam z tym problem- jak ciebie wykończyć.
   Nie zwracałam na niego uwagi. Teraz juz wiedziałam, że nie kocha się we mnie. Przynajmniej ten Pitch.
Jest!
    Czuję metalową rączkę broni. Teraz tylko zrobić coś z tymi łańcuchami.
- Elso. Może powinnaś coś wiedzieć, zanim umrzesz.- zamarłam, zapominając o tym, że to tylko słowa niby Pitch'a.- Twoi przyjaciele się ciebie boją. Boją się każdego twojego posunięcia w ich stronę. Nigdy do nich nie pasowałaś. Zawsze odstawałaś i odstawać będziesz. Jesteś silniejsza od nich wszystkich razem wziętych. Twoja moc może zabić wszystkich w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Pamiętaj o tym, jak stracisz nad nią panowanie.
- No, to chba wszystko co chciałem ci przekazać przed śmiercią. Miłego umierania, kotku.
Od jakiegoś czasu moja moc zaczęła wymykać się spod kontroli, zamrażając przy tym łańcuch, który coraz bardziej trzeszczał. Wtedy był już tak oblodzony, że z łatwością mogłam go z siebie zdjąć, a nawet zerwać.
   Gdy tylko Pitch naciągał śmiercionośną strzałę, która miała we mnie trafić; szybko zerwałam sie z krzesła i strzeliłam z pistoletu. Rozległ się huk i Mrok rozpadł się na tysiące malutkich, czarnych kawałeczków. Nie oglądałam się za siebie i porwałam ze stołu moją upragnioną babeczkę, którą na szybko upchnęłam do kieszeni.
   Sługi Czarnego Pana ruszyły za mną w pościg. Zaczęli do mnie strzelać z kołczanów, pistoletów, czy rzucać sztyletami. Umykałam przed nimi tak szybko jak mogłam. Nagle na jakimś stole w holu, zobaczyłam resztę mojej amunicji. Odwróciłam się i zaczęłam do nich strzelać na oślep.
   Z odgosu jaki usłyszałam, kilkoro z nich dostało.
Nagle zobaczyłam jedyne jasne drzwi, lewitujące w powietrzu nad schodami, które prowadziły na kolejne piętra. Pobiegłam szybko w ich kierunku, schwyciłam klamkę i przekręciłam.
* 2 godziny później *
Wszyscy byliśmy wymęczen; każdy z nas ciężko oddychał i był pochylony. Niektórych ubrania były poszarpane lub nadpalone. czułam okropne kłucie z boku i coś miękkiego w kieszeni. Wyprostowałam się i powoli wyciągnęłam to coś.
   Moja babeczka!
Pokruszyła się w kilkunastu miejscach naraz i zostawiła maźowy ślad po czekoladzie, od środka moich spodni. Ale nadawała się jeszcze do spożycia.
   Ciekawe czy mają tu pralkę?
Odgryzłam kawałek słodycza, co nie umknęło uwadze Frost'a, który również już się wyprostował i patrzył na mnie juz od dłuższego czasu.
- Skąd masz babeczkę?- zapytał zdziwiony.
- Podczas jednej sceny w ,,symulacji'' był talerz z moimi ulubinymi słodkościami. Kiedy uciekałam przed napastnikami, schwyciałam jedną i schowałam do kieszeni.- wzruszyłam ramionami.
- Ja też chcę!- wymamrotał. Zaśmiałam się cicho.
- Jak se taką zrobisz, to będziesz miał.- odpowiedziałam zgryźliwie i mocniej wygryzłam się w pulchne ciasto. Smakowało pysznie.
   Ale jednak żaden słodycz nie pomoże na mój nie pokój, o to, że to co Pitch mówił o mnie, mojej mocy i przyjaciołach jest prawdą.
Od wtedy to mój najgorszy koszmar.
***************************************************
Witam wszystkich po kolejnej przerwie! Mam nadzieję, że rozdzialik się podoba.
Przysięgam, że w maju spróbuję wstawiać więcej wpisów niż do tej pory. I mam do Was taką prośbę: gdybyście mogły zrobić taki spamik na swoich czy innch blogach, to by było świetnie. Nie jestem pewna, czy to w porządku z mojej strony, żeby Was o to prosić.
Ten rozdział dedykuję Natalii Forever.
Do następnego!
~  Avery Moon ~

sobota, 9 kwietnia 2016

Rozdział IX -,,Klątwa jest darem?!"

~ Elsa Darkness ~
Wybiegłam z sali, niezważając na zostające za mną nawoływania przyjaciół. Przebiegłam przez cały korytarz, aż do wielkich, dębowych drzwi wejściowych. Otworzyłam je z rozmachem i znowu ruszyłam biegiem. Chciałam to wszystko zostawić za sobą i nie wracać. Potrzebowałam chwili samotności by poukładać sobie to wszystko w mojej głowie, w której ciągle odbijało się echem słowo ,,Potwór''. Nie mogłam znieść tej myśli, że przez tą głupia klątwę całe moje dotychaczasowe (i trochę monotonne) życie całkowicie się zmieni. Na gorsze.
  Dotarłam do jakiegoś lasku, w którym było cicho i spokojnie. Drzewa chyliły się ku mnie i tak jakby wyciągały gałęzie w moją stronę. Rośliny te były całkowicie pozbawione liści oraz jakiejkolwiek flory, ale za to były wysokie, mroczne i strzeliste. Wyglądały tak surowo, że zwykły śmiertelnik o dobrze rozwiniętej inteligencji na pewno by nie wszedł do tego zagajnika cieni. Brnęłam środkiem nie wydeptanej przez nikogo ścieżynki, która zasypana została ogromną ilością białego puchu, (No, pługi śmiertelników po niej chyba nie jeżdżą) i delektowałam się ciszą, niezepsutą przez nikogo.
   Nagle nastąpiłam na coś ślizkiego i czyście niebieskiego. Lód. Rozejrzałam się dookoła. Weszłam na zamarźnięte jezioro, otoczone przez ciemnozielone krzaki. Po drugiej stronie zamarźniętej wody wznosił się stary, drewniany, rozpadający się  i opuszczony domek. Jego okna były powybijane przez lodowaty wiatr, wiejący na Biegunie Północnym o każdej porze dnia i nocy, a dzrwi cicho skrzypiały przy każdym podmuchu.
    Zrobiłam krok do tyłu i westchnęłam przeciągle. Taak... mam teraz tego czego chciałam: samotności. Nikt koło mnie nie rozmawiał, śmiał się, czy płakał. 
Przecież tak było przez moje całe życie. No, może nie całe. Kiedy byłam u Pitch'a na służbie, cały czas zabierał mnie ze sobą. Byłam jego maskotką, a wszyscy inni u niego na posługach mi tego zazdrościli. Ja nie wiedziałam wtedy o co im naprawdę chodziło, ale teraz już wiem.
   Każdy kto zawitał do Mroka, miał do wyboru służbę u niego lub śmierć. Ci, którzy wybrali to pierwsze byli traktowani potem jak szkodniki i robaki, a gdy przychodziło walczyć dostawali się w ostatnie szeregi armii Czarnego Pana. Nikt do nikogo się nie odzywał. Najmłodsi szczękali zębami ze strachu, że zaraz Mrok wypowie im służbę, (czyli zabije) za piśnięcie chociaż jednego słówka. Cały czas doskwierała im samotność. Musieli rozmawiać  sami do siebie, ale dopiero wtedy kiedy byli już w swoich celach. Niektórzy tam powariowali i wtedy naprawdę nie nadawali się do służby u Pitch'a.
   Ja tak nie miałam. Gdy tylko się narodziłam, (z ciemności, zimna, lodu i śniegu) znalazłam się przed wrotami do jego zamczyska. Przeszłam przez nie, a wtedy rozległ się straszliwy głos, zadający mi to pytanie. Musiałam się wtedy za bardzo bać, bo wybrałam to gorsze- służbę. Otworzyły się, a tam stał jakiś wampir, spoglądając chciwie na moją bladą szyję i dziewczyna z kocimi oczami, ogonem i uszami. Przeskakując wszystkie inne ceregiele, zawlekli mnie do mojego nowego miejsca odpoczynku i kazli siedzieć cicho dwadzieścia cztery godziny na dobę. Kiedy sobie w końcu poszli, zaczęłam eksperymentować z moimi nowymi mocami i tak spowodowałam wybuch. Lód, szron, śnieg- były po prostu wszędzie. Wampir i Kobieta-Kot przybiegli spowrotem, wrzeszcząc i przeklinając na mnie, aż wedy przyszedł on. Wysoki, dostojny, surowo ubrany, czarnowłosy idioto-głupek Pitch. Spojrzał wtedy na mnie i powiedział, że od  tamtego dnia, będzie mnie osobiście nadzowrował. Wszyscy inni więźniowie-sługi wybauszyli wtedy oczy, ale nic nie powiedzieli- bali się o życie.
  Wtedy jeszcze byłam strasznie nie douczona i podobał mi się ten styl życia.Lecz po kilku bitwach, latach i niepotrzebnych chwiliach spędzanych razem, otworzyły mi się oczy. Uciekłam. Uciekłam od tego wszystkiego, a choć Mrok wysłał za mną pościg, nie udało mu się mnie znaleźć. Potem Strażnicy go załatwili i miałam spokój na jakieś kolejne kilka lat.
  A teraz znowu powstał i urósł w siłę tak, że potrzebni byli kolejni strażnicy. W tym ja.
Teraz znów uciekłam, ale od ludzi dobrych i chcących mi pomóc. Czy można być aż tak głupim, żeby odrzucać pomoc ludzi odważnych i próbujących ci pomóc wydostać się z pułapki?
   Najwyraźniej można, bo sama tak przed chwilą zrobiłam.
Podczas całego tego rozmyślania o dawnych czasach, nie zauważyłam materializującej się na środku jeziora postaci dorosłej kobiety, która wyglądała na około dwadzieścia pięć lat. Jej twarz okalały długie do środka pleców, zaplecione w warkocz, czarne włosy, w które włożona została czarno-niebiesko-biała tiara z diamentów. Jej oblicze dopełniłay ciemne, lodowate, duże, poprawione eye-line'rem oczy, mały, zgrabny nosek i wąskie, bordowe usta, rozciągnięte w pełnym tajemniczości uśmiechu. Odziana była w długą, lazurowo-niebieską suknię, na oko zrobioną z kryształków lodu, z perłowo-białym lisim, ozdobnym futerkiem. Jednym słowem- modelka byłaby z niej przednia.
- Dobry wieczór.- odezwała się po krótkiej chwili ciszy.
- Dobry wieczór.- odpowiedziałam. Zastanawiałam się kim ona jest. Może to jakaś nowa kobieta Pitch'a? Nie... Ona zabiłaby mnie od razu bez żadnego ,,Dobry wieczór''.
- Czy wiesz kim ja jestem?- zapytała.
- Obawiam się, że nie.- powiedziałam, przyglądając jej się uważnie.- Jesteś zła czy dobra?
- Oh, chyba jestem po twojej stronie, ale to już ty mnie o to osądzisz.- odparła filozoficznie kobieta.- Jestem Avery Moon, siostra tego, który wybiera strażników.
- Aa...cha.- cóż za świetna odpowiedź, brawo Elsa!- Więc po co tu jesteś?
- Chcę ci wyjaśnić parę spraw, zanim stoczysz się w otchłań szaleństwa i wstrętu do samej siebie.
- Co? Ale jak to?- zdziwiłam się.
- Spokojnie, moja droga. Podziwiam cię, nawet się nie rozpłakałaś po tej okrutnej dla ciebie wiadomości. Ale już przechodzę do rzeczy. Otóż, ty zostałaś wybrana przez mojego brata do zniszczenia Pitch'a raz na zawsze. Wiem, że nawet gdyby cię nie wyznaczył i tak byś to zrobiła, bo to przez niego jesteś przeklęta. W tej sprawie również mam coś do powiedzenia. Ta klątwa jest równocześnie przekleństwem jak i darem, który można okiełznać. Wystarczy tylko trening...- tu jej przerwałam.
- Co trzeba robić na takim treningu?
- To już North ci powie.- prychnęła zirytowana.- Wracając, tak tą klątwę można okiełnać i się jej pozbyć, poprzez zabicie tego kto ją na tą osobę rzucił. Dalej, musicie być bardzo dobrze przygotowani do jakiejkolwiek potyczki między wami, a Czarnym Panem i jego sługami. Pamiętaj, że nie bez powodu spędził z tobą trochę czasu. Poznał cię co nieco i tyle samo o tobie wie. Niestey jest również w tobie zakochany- znów jej przerwałam.
- Przepraszam, CO?! Ale jak to się mogło stać?! Przecież tyle się o nim mówi,że jest bezduszny, że jego dusza jest tylko kopią tamtej z przedlaty, a ty mi mówisz, iż on jest we mnie ZAKOCHANY?!
- Wiem, że to dla ciebie szok, ale myślałam,że podczas waszego ostatniego spotkania uchylił rąbek tej tajemnicy.- powiedziała, spoglądajac na mnie badawczo.
- Rzeczywiście coś o tym wspomniał, ale myślałam, że to będzie tak jak wcześniej, kiedy byłam jego maskotką. Mówił wtedy do mnie takie i tym podobne rzeczy.- rzekłam, zaczynając czuć się trochę niezręcznie.
- No widzisz.- wytknęła mi Avery- Miał juz wtedy początki, ale teraz jest w tobie szaleńczo zabujany i nie pozwoli by cokolowiek lub ktokolwiek stanął mu na drodze do zdobycia ciebie. Chce cię również wykorzystać jako swoją największą broń, którą się posłuży przy wykańczaniu strażników, jeden po drugim.
- To straszne!- wykrzyknęłam- Jak temu zapobiec, co mam robić?
- Będziecie prawdopodobnie uczestniczyć w treningach przygotowujących was do wali z takim groźnym przeciwnikiem. North i inni strażnicy na pewno o to zadbają. Musisz również uważać na swoje sny i uczucia. Wszystko co może się ci przyśnić czy może do kogoś coś poczujesz oprócz przyjaźni, może zostać wykorzystane przez Mroka. Mam pytanie- tu się szczerze zdziwiłam- co jest między tobą, a Jack'iem Frost'em?
  Zatkało mnie i równocześnie zmusiło do refleksji na ten temat. Przyjaciele? Chyba tak...ale co z tym przerwany pocałunkiem? Nie, to na pewno była sprawka, kogoś innego. Ja do niego czuję tylko przyjaźń i nic więcej. Ale ten niedokończony pocałunek... Nagle mnie olśniło.
- Czy ta twoja rodzina rozszerza się o jakieś znajomości? Na przykład koleżanki albo coś?
- Taak...-odparła podejrzliwie.
- Czy masz jakąs koleżankę-boginię, która czasami interesuje się życiem prywatnym jakichś dwóch osób? Ktoś taki jak Afrodyta z mitologii?
- Ech, no i mnie masz- westchnęła.
- Co mam przez to rozumieć?-zapytałam.
- Chodzi o to, że ten wasz ,,prawie pocałunek'' nie był spowodowany przez wasze uczucia- (wiedziałam)- To moja koleżanka, Nora bawi się w takie sprawy sercowe i wtedy, kiedy byliście na tym party, uznała, że wyglądacie razem słodko i pokierowała waszymi umysłami, tak, że prawie się pocałowaliście, a jeszcze potem wasze  rozumy przez jeszcze parę minut zakodowały sobie, że kochacie się wzajemnie. Na szczęście wam przeszło i mój brat nie musiał Norze odebrać najwyższej rangi bogini-
- Jakiej rangi?- zadałam pytanie- macie tam jakiś system rządów, czy jak?
- Nie czas jeszcze na to.- warknęła.- Tak czy siak, co do niego czujesz, wiedząc, że wasz ,,prawie pocałunek'' był spowodowany przez Norę.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi.-odparłam całkiem szczerze.
- No to w takim razie nie jest na celowniku.- Nagle jej postać zaczęła niepokojąco migotać.- Na mnie już czas. Może cię jeszcze odwiedzę, ale pamiętaj! Musisz okiełznać...-i zniknęła.
Znów zostałam sama. Tak rozmyślając nad tym, zeszłam z jeziora i stanęłam na jego brzegu, wpatrując się w miejsce gdzie zniknęła bogini.
- A więc moja klątwa to również dar.- wyszeptałam do siebie, uśmiechając się gorzko.- Trzeba ją tylko opanować.  Ale jestem pewna, że ją okiełznam. Dam radę.- a potem powiedziałam donośnym głosem:
- Pitch! Gdziekolwiek jesteś i cokolwiek robisz, wiedz, że ja nadchodzę!
**********************
I tym pięknym akcentem kończymy rozdział. Wiem nei było mnie przz długi czas, ale coż...były dość duże problemy z dostanie się do komputera.
A teraz żegnam!
PS. Dziękuję wszystkim Wam, którzy wchodzili na tego bloga z nadzieją, że być może jest nowy rozdział. I mam pytanko, co powiecie na kartkę z pamiętnika Elsy, kiedy była u Pitch'a na służbie? Napiszcie w komach, a i...
10 komentarzy= następny rozdział :)

sobota, 5 marca 2016

Rozdział VIII ,,Wydało się''

Kiedy dotarli na miejsce, od razu podleciała do nich Zębuszka.
- Na wspomnienia Leonarda da Vinci! Co się stało Elsie?- zawołała, spoglądając na każdego z osobna.
- To długa historia- zbył Ząbek Hiccup-  Elsa się wykrwawia, a Jack jest w strasznym stanie! - dodał, zerkając ukradkiem na rękę przyjaciela.
- Oh, oczywiście! Tędy!- odpowiedziała i poprowadziła ich do Głównej Sali.
Gdy dotarli na miejsce, ujrzeli North'a, przeglądającego jakieś podniszczone dokumenty; Zająca bawiącego się swoim bumerangiem i Piaska, który uciął sobie kilku minutową drzemkę. W końcu Mikołaj i Zając zauważył naszą ósemkę i Zębuszkę, i szybko do nich podbiegł.
- Na choinkę!- zaklął Mikołaj- Darkness wygląda jeszcze bledziej niż zazwyczaj! Wróżko, Kris, Hiccup, weźcie Elsę do pokoju regenerującego.Ktoś jeszcze odniósł ciężkie obrażenia?-zapytał, lustrując ich wzrokiem od góry do dołu
- Jack, chodź z nami!- rzekła kobieta i całą trójkę,(nie licząc Elsy) wyprowadziła z pomieszczenia.
- A wy, udajcie się do swoich pokoi. Jutro czeka nas długi dzień.- westchnął Zając i wrócił do bawienia się bumerangiem.
                                                                                                           
                                                                                                                                                         
※Z Zębuszką, Jack'iem, Kristoff'em i Hicci'em※
  Gdy dotarli na miejsce, ujrzeli kwadratowe pomieszczenie, którego ściany miały kolor biały i jakby taki trochę beżowy. Pośrodku pokoju stało pomalowane na czystą biel, drewniane łóżko, a koło niego mała szafeczka nocna, o tym samym kolorze co miejsce odpoczynku.(łóżko) Nieopodal posłania stało krzesło, w kolorze gorzkiej czekolady.Po prawej stronie, przy ściance, stała komoda z drewna, na której ustawiono mały wazonik, szklany z różą herbacianą. W pierwszej na widoku ścianie, wstawiono dwa małe, o jasnej barwie,okna, które zostały zasłonięte długimi do ziemi, zasłonami w kolorze skóry i jedno duże, służące za wyjście na malutki balkonik.Na suficie wisiał mały, kryształowy żyrandol. Po drugiej stronie pomieszczenia również stała komoda i przeszklona witryna, o kolorze cappuccino. Z lewej strony łóżka widniały drewniane drzwi o kolorze kawy mlecznej, które prowadziły do małej łazienki, o barwie rozpuszczalnego nasiona kakaowca.
- Połóżcie ją tutaj.- powiedziała Wróżka,wskazując na łóżko i wyciągając przeróżne maści, lekarstwa, oraz inne mazidła, które miały pomóc powrócić Elsę do zdrowia.
Hiccup i Kristoff wykonali polecenie.
  Teraz Elsa, na białej pościeli, wyglądała jak porcelanowa lalka, gotowa za chwilę się stłóc.
Twarz miała bledszą niż kartka papieru.Wszystkie, nawet te najdelikatniejsze, rumieńce spłynęły z jej pozbawionych koloru, polików.Bordowe usta zacisnęła w wąską kreskę, tak jakby powstrzymywała się od krzyknięcia z bólu. Długie, poszrzałe teraz, platynowe włosy, były posklejane krwią i brudem, a gdzieniegdzie można było zobaczyć małe źdźbełka trawy. Całe jej ciało zostało porysowane przez blizny. Nogi miała poobijane i całe w siniakach oraz krwiakach, w kolorze fioletowo-zielonym. Podarta sukienka, uwydatniała jeszcze inne zadrapania i szramy, które zrobiła kora drzewa. Ogólnie: bieda z nędzą w jednym.
- Jack usiądź na tamtym krześle. Zaraz cię opatrzę, ale Elsa zaraz się wykrwawi do końca.A wy możecie już iść.- zwróciła się do chłopaków, którzy i tak już wychodzili. Kiedy zamknęły się za nimi drzwi, przystąpiła do dzieła.
Zaczęła od dołu do góry, czyli najpierw zajęła się nogami dziewczyny. Zdjęła platynowowłosej buty i zaczęła sprawdzać nogi.
- Mój Księżycu! Dwie kostki złamane!- mruczała do siebie, nacierając jakąś maścią przyspieszającą regenerację, miejsca pęknięcia kości.
Następnie zaczęła zdejmować pobrudzone i zniszczone ubrania, ale nagle coś sobie przypomniała.
- Frost, odwróć się.- rzekła do chłopaka, który od samego początku reanimacji dziewczyny, przyglądał się bacznie poczynaniom kobiety.
Z racji tego, że nie miał siły wstać, wziąć krzesła i obrócić je bez narobienia zbędnego hałasu, skierował swoją głowę w kierunku ściany.
Po kilkunastu minutach przywracania Elsy do zdrowia, Zębuszka westchnęła i zawinęła na ciele dziewczyny ostatni bandaż.
- Na wszystkich strażników świata! Jeszcze nigdy nie widziałam,aż tak pocharatanego ciała przez jeden pojedynek. Musi na siebie uważać.-westchnęła zmęczona Wróżka.- No, więc Jack...
Jak to się stało, że masz tak poparzoną rękę?! Co ci to zrobiło?!- krzyknęła wzburzona kobieta.
-Ech...- zaciągnął się Jack. Na jego szczęście strażniczka była zbyt zaskoczona żeby go przycisnąć bardziej, aby odpowiedział. Tak naprawdę, to sam nie wiedział kto lub co mu to zrobiło. Podczas walki z Thabitą-nie czuł tego. Kiedy wojował z Pitch'em-też nie. A więc...kiedy?
Nagle coś mu się zaczęło przypominać. Wtedy, kiedy trzymał na rękach Elsę i musiał ją dodać Flynn'owi...Strasznie go zaczęło piec przedramię.
Chłopak rzucił szybkie i dyskretne spojrzenie nieprzytomnej dziewczynie. Czy to możliwe?...
,,Nie. Na pewno nie!''krzyknął sobie w myślach i potrząsnął głową.
- Wszystko w porządku, Jack?-zapytała Zębuszka, spoglądając na białowłosego niepewnie.
-Tak, wszystko w porządku.-odpowiedział Frost, nie czując, że jego ,,dyskretne spojrzenie'' zamieniło się w patrzenie na Elsę, już od kilku dobrych sekund.
- Martwisz się o nią?- zapytała cicho Wróżka.
- Co? Nie...to znaczy tak, ale...-zająknął się chłopak. Kobieta zaśmiała się.
- Rozumiem.-powiedziała zakładając bandaż na obolałą rękę Jack'a.- no, skończone. Możesz już iść.
- Wielkie dzięki.- odpowiedział młody strażnik i podszedł do drzwi. Złapał za klamkę i już miał za nią pociągnąć, gdy sobie coś przypomniał.
- Wyjdzie jutro?
- Och, pewnie! Ten pokój nie bez powodu nazywa się regeneracyjnym. Magia tego pomieszczenia polega na tym, że ono samo w sobie leczy osobę, która tu leży. Wyjdzie jutro na pewno, nie martw się.- uśmiechnęła się Ząbek i pokazała mu gestem, żeby wyszedł.
Jak mu pokazała, tak zrobił.

~Elsa~

Nie wiem ile byłam nieprzytomna. Nie wiem czy wygraliśmy, czy leżę teraz w Kwaterze Głównej Pitch'a, gotując się na najgorsze, czyli znoszenie słodkich słówek pod moim adresem, wypowiadanych przez Mroka.
Ale gdy tylko otworzyłam oczy, to ostatnie wykreśliłam z listy. Nade mną wisiał mały kryształowy żyrandol, a sufit był lekko beżowy. Czarny Pan na pewno by nie zezwolił na tak jasne kolory, więc wygraliśmy.
Zaczęłam się powoli podnosić, czekając na potworny ból głowy. Nie doczekałam się go. To dobry znak.
Podniosłam swoje obolałe ciało do pionu i powoli zaczęłam wstawać. Najpierw moje chude nogi się zbuntowały i prawie bym przywitała się z podłogą, gdyby nie mała szafeczka nocna. Moje kończyny dolne były sztywne i zdrętwiałe do szpiku kości. Musiałam kilkanaście razy poruszać nimi i stopami, żebym mogła jak człowiek wstać i pójść do łazienki, która znajdowała się po lewej stronie. Kiedy w końcu udało mi się sięgnąć do klamki i za nią pociągnąć, podeszłam do prysznica i zaczęłam się myć.
Wzięłam mydło o zapachu lawendy i już po chwili całe pomieszczenie zostało utopione w tej pięknej woni.
Po pół godzinnym doprowadzania się do porządku(20 minut straconych na włosy, który wróciły już do normalnej długości) wyszłam z łazienki odświeżona jak nigdy. Stanęłam przed lustrem i poczęłam się zastanawiać, w co się ubrać. Zdecydowałam się na przyciemniane rurki, ciemną koszulę na rękaw trzy/czwarte, w szkocką kratę, którą włożyłam w spodnie i czarne baleriny. Włosy upięłam w rozwalający się kok i wtedy przez wejście do pokoju wpadły trzy dziewczyny. 
Zaczęły przeraźliwie piszczeć, przytulając mnie na wyścigi i krzyczeć jak to się zamartwiały o mnie kiedy byłam nie przytomna, oraz pytać czy wszystko w porządku.
- TAK! Wszystko w porządku. Żyję, nie umarłam, więc nie róbcie sobie kłopotu i zachodu na grób dla mnie, ponieważ mnie zaraz udusicie!- krzyknęłam śmiejąc się razem z nimi.
- North zwołuje zebranie w Głównej Sali. Prosił żebyśmy przyszły jak najszybciej.- powiedziała Punzie.
- No to na co czekamy?-zapytałam- chodźmy!
W Głównej Sali zebrali się już wszyscy, z czego wywnioskowałam, że czekają tylko na nas.
- No nareszcie!- ryknął North- Elsa! Tak się zamartwialiśmy o ciebie!
- Ile spałam?
- Dzień.-odpowiedziała Ząbek.
- A, to nie tak źle.- wzruszyłam ramionami.
- To, to rzeczywiście nie jest źle. Mamy gorsze sprawy do omówienia.- powiedział Zając, patrząc mi w oczy.
- Wielkanocny ma rację.- rzekła Wróżka- Chcielibyśmy porozmawiać na temat waszej wczorajszej wyprawy.
- Do tego chciałbym zadać parę pytań.-odezwał się Kristoff.- Na przykład, czy wiedzieliście, że zostaliśmy zaatakowani przez Pitch'a?
- Co?!- wrzasnął Mikołaj.- to by wyjaśniało, dlaczego znowu miałem przeczucie.
- Miałeś przeczucie i nic nam nie powiedziałeś?!- krzyknęła zaskoczona Ząbek.
- No nie, bo...- zająknął się strażnik.
- Nie będziemy rozmawiać teraz o tym dlaczego Mikołaj nie powiedział wam, że miał to całe przeczucie!- powiedział Jack. Dopiero teraz go zobaczyłam. Siedział na stole, na którym leżały stare i podniszczone mapy. Nogi postawił na siedzeniu krzesła przystawionego do tego biurka, a laskę (patyk) ustawił, tak, że podpierała się o krzesło i bawił się jej końcem, z którego od czasu do czasu wylatywały małe śnieżynki. Kiedy odwrócił głowę, napotkał mój wzrok i uśmiechnął, a ja odwzajemniłam.
- Jack ma rację- odezwałam się i wzięłam głęboki oddech - może wam opowiedzieć całą historię?
- Wal.- rzekł Zając i tak zaczęłam opowiadać. 
Gdy doszłam do momentu stracenia przeze mnie przytomności, białowłosy zaczął opowiadać dalej. 
,,Czyli jednak usłyszał i przyszedł mi z pomocą." pomyślałam.
Kiedy skończył zapadła cisza, która trwała przez 10 minut. Każdy analizował w swoich mózgach, co teraz. W końcu przerwała ją Merida.
- Pominąłeś jedną rzecz.- powiedziała patrząc mu prosto w oczy.- zostałeś poparzony przez coś z czym w ogóle nie walczyłeś, ani nie zostałeś tym ,,obdarzony" przez kogoś. 
- Merida ma rację.- potwierdził słowa mojej przyjaciółki Hiccup.- Kiedy trzymałeś Elsę na rękach- zrobiło mi się potwornie gorąco- przez pierwsze pięć minut, nic się nie działo. A porem nagle zacząłeś upadać i musiałeś oddać Elsę Flynn'owi. Czyli wtedy się poparzyłeś.- brunet spojrzał na białowłosego. 
Nagle wszystkie fakty złożyły mi się w głowie. Jeżeli rzeczywiście wtedy, kiedy mnie trzymał, zaczął czuć się źle, wszystko wskazuje na mnie.
To JA mu to zrobiłam, kiedy on dotykał mojej skóry. To JA uszczerbiłam jego zdrowie. To JA i tylko JA.
Jestem potworem. Potworem, który wysysa życie ze swoich ofiar, poprzez swój dotyk, tak jak wtedy w ogrodzie. Potwór.
Zaczęło mi się kręcić w głowie pomimo, że jeszcze kilka minut temu czułam się wcale dobrze.Wzrok wszystkich był utkwiony we mnie.
- Elso, czy ty wiesz co się z tobą dzieje?- zapytał bardzo zaniepokojony North.
- N-nie wiem...- wyjąkałam, czując w sobie coraz większy strach.
- Zostałaś przeklęta, przez klątwę, która zdarza się tylko raz na miliard lat. 
Nosisz w sobie klątwę, którą będziesz w sobie mieć, dopóki nie zajmujesz tego, który ją na ciebie rzucił. To jest Czarna Klątwa.
Po tych słowach zrobiłam coś, co zrobiłam po raz pierwszy: uciekłam.

sobota, 6 lutego 2016

Rozdział VII- ,,Parzy?!"

--Jack Frost--
Gdy usłyszałem szept, który jakimś cudem, dobiegł do moich uszu, poprzez ciężkie oddechy moich przyjaciół; od razu odwróciłem w jego stronę.
Po pniu pobliskiego drzewa, zjeżdżała plecami Elsa, której twarz była bledsza niż zazwyczaj. Szybko podbiegłem do dziewczyny i z przerażeniem stwierdziłem, że krwawi już od jakiegoś dobrego czasu.
  Zacząłem szukać źródła płynącej cieczy. Okazała się nim głęboka rana, w kształcie łuku.
Pod zasięgiem mojej ręki nie było nic do zatamowania czerwonego płynu. W końcu urwałem z frustracją kawałek mojej koszuli, która, szczerze, nie była za bardzo czysta.
    Jak najszybciej owinąłem nią miejsce zranienia, wziąłem dziewczynę na ręce i prędko pobiegłem do reszty strażników.
--Bez perspektywy--
Gdy Jack dobiegł na miejsce, od razu obskoczyły go dziewczyny i chłopacy. Naprzemian pytali co się stało Elsie i czy mu nic nie jest.
   Ciągle odpowiadał, że nie widział całego zdarzenia i że się czuje w miarę dobrze.
Nagle jego prawa ręka, która trzymała kark platynowowłosej, zaczęła niemiłosiernie na zmianę piec i parzyć.
   Nie wiedział co się działo, ale jedno wiedział na pewno. Nie może już dłużej jej trzymać, bo oprócz niej, on również dozna uszczrebku na swoim zdrowiu.(Ale nie szlachetnie)
Jednak z drugiej strony, gdy ją puści, to spadnie z wysokości metra dziewiędziesięciu pięciu, na ziemię i jeszcze bardziej się potłucze.
W końcu...
- Flynn! Weź ją, bo ja nie za dobrze się czuję!- krzyknął Jack do szatyna, który gadał właśnie z Hiccup'em o przetransportowaniu ich do Świętego.
- Ale, jeszcze przed chwilą...-zaczął Flynn, ale białowłosy mu przerwał.
- Nie ważne, co powiedziałem wcześniej idioto! Po prostu ją weź!- wycedził przez zaciśnięte z bólu zęby.
   Brązowowłosy, widząc w jakim stanie jest przyjaciel, szybko przejął Elsę.
Gdy tylko skóra Jack'a straciła kontakt ze pokryciem oraganizmu dziewczyny( dla nie rozumiejących: skóra), odczuł momentalną falę ulgi. Ból ustał.
Chłopak spojrzał na poparzone miejsce i, aż się skrzywił.
   Jego część ręki, która podtrzymywała  Elsę za kark, pyła pokryta bąblami o różnych kolorach i wielkości. Niektóre były czarne od spodu, tak jak przy oparzeniu trzeciego stopnia, a na górze czerwono-kremowe; inne przybrały barwę dojrzałej wiśni i kształtem przypominały małe kuleczki.
Sama skóra pod nimi, tak jakby sflaczała i wyglądała jakby była przeźroczysta, a pod nią widać było czerwone i ciemnoniebieskie żyły, ciągnące się, aż do jego dłoni.
   Jack spojrzał na Flynn'a. Szatyn trzymał dziewczynę w dokładnie tym samym miejscu co białowłosy.
- Flynn! Nie trzymaj jej tak! Poparzysz się!-wrzasnął chłopak, a brązowołosy tak się przestraszył, że  ją puścił.
- NIE!-wrzasnął Jack i już chciał się rzucić, żeby dziewczyna spadła na jego ciało i nie zrobiła sobie krzywdy, ale coś, a raczej ktoś go od tego powstrzymał.
Tym razem to była Merida.
   Pod ciałem platynowowłosej szybko wyczarowała kupkę kolorowych liści.
Elsa spadła miękko na rośliny.
    Nic jej się nie stało.
Jack popatrzył na Meridę z bezgraniczną wdzięcznością. Ognistowłosa jakby czytała w jego myślach, powiedziała:
- Proszę bardzo.- i uśmiechnęła się do niego. Wtedy chłopak zwrócił się do sprawcy całego zamieszania.
- Jak mogłeś?! To twoja...-tu się zawachał, szukając odpowiedniego określenia- koleżanka, a do tego najważniejsza nowa strażniczka! Co ci odbiło, żeby ją puszczać?!-wydarł się Jack, wstając i zataczając się z bólu, spróbował podejść do przyjaciela.
- Jack uspokój się! On się przestraszył!- krzyknęła Rapunzel, broniąc Flynn'a. 
- Niby czego?-parsknął białowłosy.- mojego krzyku?
- Tak! Człowieku, jak tak krzyczysz znienacka to można zawału dostać! A tak w ogóle, to co masz na ręce?- zapytał brązowowłosy, patrząc prosto na miejsce poparzenia.
Chłopak szybko zakrył to miejsce obciągając dotąd podwiniętą koszulę.
Na jego szczęście nikt nie zwrócił uwagi na ostatnie pytanie mu zadane przez Flynn'a.   
- Dobra, ludzie! Mamy ważniejsze sprawy na głowie niż wasze kłótnie o to czego kto się przestraszył!- zawołała Anna, tupiąc nogą.- Elsa jest ranna i prawie na tamtym świecie! Musimy się zastanowić jak dolecimy na Biegun!
- Anka, mówisz jak dorosły!- zdziwiła się Punzie, patrząc na przyjaciółkę ze zdziwieniem.- Wydawało mi się, że jeszcze długo zanim to nastąpi...
Wszyscy parsknąłi śmiechem.
- Dobra, kto ma tą kulę od teleportacji?-zapytał Kristoff, patrząc po twarzach zgromadzonych.
- Chyba ja, bo jako jedyna miałam przy sobie torebkę.-powiezdziała złotowłosa, grzebiąc w swojej małej, podręcznej torebeczce,która była pod kolor sukienki, zapinana na złote słońce.(takie jak flaga Corony)
- I co? Masz?-zapytał niecierpliwie Hiccup, przestępujac z nogi na nogę.
-JEST!- krzyknęla tyumfalnie Punzie, który spowodował nagły podskok wszystkich strażników.(oprócz Elsy)
- No i?- dopytywała się Merida- jak to się robi, żeby otworzyć portal?
- Czekajcie-powiedział Hiccup, wyjmując z ręki złotowłosej kulkę- najpierw się mówi gdzie się chce dostać, więc- ustawił sobie przedmiot, na wysokość nosa-Biegun Północny!- i rzucił nią w przestrzeń.
Wkrótce dało się słyczeć syk, a wtedy zmaterializował się przed nimi kolorowy dym, z którego czasami widać było obraz przedstawiający zimne pustkowie z dużym, z drewna zbudowanym domem.   
- Jesteś genialny!- pisnęła Anna i już była jedną noga w portalu, ale wróciła i zaczęła coś majstrować przy Elsie, która ciągle była nieprzetomna.
- Ej, co ty robisz?-zapytał z niepokojem Jack, parząc co jego koleżanka robi.
- Tak będzie łatwiej.-oznajmując i pokazała im kokon składający się z liści i bluszczu, oplatający ciało platynowowłosej.
- Świetny pomysł!- ucieszyła się Punzie- Jack-nie. -powiedziała widząc, że chłopak już schyla się po ciało strażniczki.- jesteś zmęczony i do tego masz niesprawną rękę. Elsę weźmie Hiccup, prawda?-spojrzała na chłopaka prosząco.
- Oczywiście. Nie martw się Jack, nie upuszczę jej, tak jak niektórzy tutaj obecni.-tutaj spojrzał wymownie w stronę Flynn'a.
- Dobra.-zgodził się chłopak, wzdychając ciężko. Szczerze, to czuł się gorzej z każdą minutą, ale gdyby to od niego zależało, wziąłby ją na ręce, bez zastawiania się.
- No to wchodzimy.- powiedziała Merida.
Hiccup bez trudu wziął Elsę i jako pierwszy przeszedł przez kolorowy dym. Następnie Jack i reszta.
   Wtedy na placu, na którym jeszcze godzinę temu odbywała się wesoła zabawa, zapadła grobowa cisza.
                                             *                                                                          *                                                                                   *
Witam po dość długiej nieobecności!
  Tak wiem, czekałyście na rozdział bardzo długo i mam nadzieję, że się spodobał.
Mam też dość smutne wieści.
Rozdziały zostaną dodawane rzadziej, ponieważ niedługo mam bardzo ważne sprawdziany i muszę się do nich sporo uczyć.
Ostatecznie wena, również powoli mnie opuszcza i ten rozdział to jej resztki, wyzbierane z całych ferii i po tygodniowego zakończenia ich.
Pozdrawiam!

-Wasza Jenny Ice-

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział VI- ,,Czego chcesz, Pitch?"

- Może powtórzę pytanie, czego chcesz, Pitch?-zapytała Darkness, obserwując uważnie wroga, który z podłym uśmiechem na twarzy, okrążał ich po raz trzeci.
- Czego ja chcę? Powinnaś to dobrze wiedzieć, kotku.-powiedział Czarny Pan, uważnie obserwując reakcję Jack'a na jego słowa.
   W białowłosym zagotowało się. Jego twarz wykrzywił grymas złości i mocniej zacisnął palce na swojej lasce, która ostrzegawczo zabłyszczała niebieskim światłem.
- No... ja nie wiem czego chcesz, bo wiesz są różne rzeczy, które byś chciał... Na przykład zabić strażników, zatopić świat w ciemnościach, mieć władzę absolutną...-zaczęła wyliczać. Chodziło o to by uśpić czujność wroga, a potem zaatakować. Niestety nie zawsze się to sprawdzało.Ale zawsze warto spróbować.
- Ha,ha! Jak ty mnie dobrze znasz! Ale nie, to nie po to tu przyszedłem...
- No to po co?!- krzyknęła Punzie, zamachując się. Smuga jasnego światła pomknęła w stronę Pitch'a. Ten z kolei odbił ten promień od niechcenia. Tak jakby to była tylko natrętna mucha. Rapunzel szczerze się zdziwiła, a z nią wszyscy inni z wielkiej ósemki.
- Nieładnie tak atakować z zaskoczenia, Rapunzel. W każdym bądź razie, musicie wiedzieć, że nie ja przyszedłem tu walczyć, tylko moi podwładni. Ja przyszedłem tu po jedną osobę, która jest mi coś winna...-powiedział odwracając się w stronę Elsy. Ta zciągnęła brwi i zczęła się zastanawiać, czy po 523 latach, o czymś zapomniała; co była Pitch'owi dłużna.
- Jakoś nie przypominam sobie, żeby w kontrakcie, który zawarliśmy 1046 lat temu, była jakaś rzecz, którą byłabym ci dłużna po zakończeniu służby.-wycedziła Darkness, podrzucając nóż i łapiąc go za rękojeść.
- Nie? O, kochanie! To nie była rzecz w naszym kontrakcie...
- No to co takiego?!- krzyknęła Tajemnicza, powoli tracąc cierpliwość.
- To rzecz, którą ja chciałem od dawna posiąść,a twój wrodzony upór mi w tym przeszkadzał.-wyjaśnił Mrok, stając na wprost dziewczyny.
- Możemy już przestać bawić się w zagadki? Trochę już jest to męczące, a ja muszę cię jeszcze zabić.- powiedziała platynowowłosa wywracając oczami.
- Tym przedmiotem jesteś ty, skarbie.- odezwał się Czarny Pan i już napinał łuk, żeby jeszcze raz zawładnąć podświadomością dziewczyny, ale Jack go wyprzedził.
    Wytrzymałość chłopaka była wystawiona na ciężką próbę, ponieważ białowłosy zdał już sobie sprawę z tego co do niej czuje. Miał już serdecznie dość zwracania się Pitch'a do swojej ukochanej, per kotku.
     Strzelił w Mroka lodowym pociskiem i dosłownie w ostatniej sekundzie mężczyzna zniknął w ciemnościach.
Nagle pojawił się za jego plecami i zamacnął się na niego stworzoną przez siebie kosą. Jednak zanił zdążył wykonać wyrok na chłopaku, Elsa rzuciła w niego sztyletem i już przygotowała się do kolejnego ataku, naciągając strzałę, którą przed chwilą zrobiła wraz z łukiem oraz kołczanem.
      Pitch uchylił się od przedmiotu, który rzuciła w niego jego była podwładna i znów rozpłynął się w mroku.
Wtedy ze wszystkich stron otoczyły ich postacie.
  Byli to chłopacy i dziewczyny. Niektórzy z nich mieli wapirze kły, a jeszcze inni byli w połowie przemiany wilkołackiej.
Tylko jeden z tych ,,ludzi'' był człowiekiem, lecz też nie do końca. Mianował się czarodziejem i rzeczywiście nim był. Carol Spilberg. Jeden z najbardziej zaufanych doradców Czarnego Pana.
   Oczywiście drugim z Naznaczonych( prawa i lewa ręka Króla Ciemności) była Bellatriks, która była w nim zakochana i gdy byłaby potrzeba, oddałaby życie za swojego Pana.
    Strażnicy zaczęli okręcać się w różne strony, by zobaczyć ilu ich było. Każdy doliczył się siedmiu. Ale nie zapomnieli też o Pitch'u, który pojawił się w samym środku swojej świty.
- Podoba wam się mój orszak?-zapytał Mrok, uśmiechając się szyderczo.
- Uznam to za pytanie retoryczne. Posłuchajcie!- krzyknęła cicho przez ramię Darkness- dla każdego jest po jednym. Ja biorę na siebie Pitch'a. To przeze mnie jest tu i ja muszę go stąd wypędzić.
- A co jak ci się nie uda i on cię pokona?- odpowiedział z niepokojem Jack.
- No to wtedy mówi się trudno, nie?- powiedziała Elsa, uśmiechając się niepewnie, przez ramię, do białowłosego, który odwzajemnił wygięcie ust. Jednak w jego oczach wciąż czaiła się niepewność.
- Elso, uważaj na siebie!- powiedziały dziewczyny- jak będziesz potrzebować pomocy, to szybko ci jej udzielimy.
- Będę na siebie uważać, na pewno.Nie martwcie się! Do zobaczenia i powodzenia! -odpowiedziała Tajemnicza i wszyszła z kręgu przyjaciół, którzy mieli zacięte miny i już przygotowywali się do ataku ze strony wroga.
- Pitch, posłuchaj. Ta sprawa jest tylko między nami, więc może nie ryzykujmy życia twoich podwładnych, co?- zapytała Elsa, przekrzywiając głowę na bok.
Czarny Pan roześmiał się zimno.
- Moich podwładnych? Moja świta zmiecie twoich przyjaciół z powierzchni ziemi za jednym zamachem. Skarbie, czyżbyś zapomniała o potędze jaką niosą ze sobą członkowie grupy Dark?
- Nie, nie zapomniałam. Ale lepiej nie drwij sobie z potencjału strażników i pór roku.- wycedziła Darkness.
- Zawrzyjmy układ. Jak ty przegrasz ze mną, chodź to jest bardzo prawdopodobne, wezmę cię do swojego pałacu i twoich przyjaciół również.
- A jeśli ja wygram, to zrobię z tobą i twoją żałosną grupką ludzi co mi się podoba?- powiedziała Elsa, uśmiechając się drwiąco.
- Niech będzie. Umowa stoi?- zapytał wyciągając przed siebie rękę.
- Elso, NIE!- wrzasnął Jack, ale było już za późno. Dziewczyna i Czarny Pan już potrząsali dłońmi.Podczas tego gestu napięła ze wszystkich sił mięśnie i jego dłoń pokryła się lodem.
- AŁA!-wrzasnął Pan Cieni i zaatakował dziewczynę.Ta rozpłynęła się w cieniach i pojawiła się za swoim przeciwnikiem, napinając strzałę na lodowym łuku.
   Reszta strażników i członków Dark uznała to za rozpoczęcie bitwy i również zaczęli walczyć.
Wróćmy teraz do Elsy i Pitch'a. Obydwoje atakowali się zaciekle i bez przerwy.Walczyli tak przez dobre 30 minut, aż...
 ...Darkness dostała czarną strzałą w ramię.
-- Elsa--
Dostałam. Czarna strzała przeszyła skórę na moim bladym ramieniu, pozostawiając łukowy ślad, z którego zaczęła powoli wypływać krew. Szybko złapałam się za to miejsce i cicho syknęłam z bólu. Spojrzałam przed siebie. Pitch stał oparty mając ręce na kolanach i ciężko oddychał, raz, po raz patrząc w miejce gdzie przedmiot, który spowodował mi ból, zetknął się z moją skórą, zostawiając mi bliznę. Ciągle lała się ze mnie krew. Nie wiem ile już jej straciłam, ale powoli zaczynałam słabnąć.
   Nagle zobaczyłam jak Czarny Pan podchodzi do mnie i podnosi mój podbrudek do góry, tak, że musiałam mu spojrzeć w oczy. Patrzyłam w nie z nienawiścią i złością.
Ale w jego oczach było coś, co mnie bardzo zaskoczyło. To była miłość.
  Patrzył w moje źrenice ze szczerym uczuciem. Wcześniej myślałam,że te wszystkie przezwiska kotku, skarbie i kochanie, to zwykłe zgrywanie się i udawanie, a tu proszę.
    Przeżyłam wtedy szok.
- Elso, bądź moją królową...-wyszeptał wciąż gapiąc się w moje tęczówki, o różnych odcieniach błękitu.- będę dla ciebie dobry...będę cię traktować jak boginię...zresztą dla mnie już nią jesteś...- zaśmiał się cicho i zaczął się przybliżać.
   Natomiast ja stałam jak wryta i zastanawiałam się nad słowami Pitch'a. Po prostu jak głupia.
Kiedy już się ocknęłam i zauważyłam coraz mniejszą odległość między naszymi ustami, zaczęłam się szarpać.
   Wtedy krzyknęłam coś, czego się niespodziewałam po sobie...
- JACK!
--Jack Frost--
Walczyłem z pewną czarownicą, której Pitch zdążył przekazać część swojej mocy, gdy nagle usłyszałem wrzask mojej ukochanej. Tak, jak się kogoś aż tak kocha jak ja, to napewno umie się rozpoznać głos przeciwnej strony.
  Odwróciłem się w stronę Elsy i zobaczyłem coś, czego nigdy się po Czarnym Panu nigdy nie spodziewałem... No dobra podejrzewałem go o to w 38%-ach...
On próbował ją pocałować!!!
   Pod wpływem momentalnej furii, która mną zawładnęła, odparłem atak czarownicy i szybko poleciałem w stronę mojego obiektu westchnień.
Gdy Pitch mnie zobaczył, odsunął się od niej i zaczął mnie atakować. Zdecydowanie wygrywałem, ponieważ napad złości, przemienił się  w nienawiść, aż po grób.
   W końcu udało mi się do niego dotrzeć, poprzez obezwłanienia go strzałem lodu w przedramię.
Mężczyzna upadł na kolana i jęknął z bólu. Podniosłem go za szatę i przycisnąłem do drzewa.
- Nie waż się tknąć mojej Elsy, ZROZUMIANO?!- wrzasnąłem mu w twarz. On tylko się uśmiechnął drwiąco i nagle zniknął.
Z panującej nagle ciszy zrozumiałem, że jego podwładni również zapadli się pod ziemię. Zresztą tam jest ich miejsce...
   - Jack...- do ciszy przerywanej ciężkimi oddechami moich przyjaciół, dołączył jeszcze jeden głos, który był cichy jak szum liści w lecie. Elsa...
--Elsa Darkness--
Po tym jak krzyknęłam imię mojej skrytej miłości, co raz szybciej opadałam z sił. Trzymałam się jednak na nogach, gotowa odbić atak niespodziewanego przeciwnika.
   Usłyszałam jak Jack z krzykiem rzuca się na Pitch'a i przezwycięża go w walce  między nimi.
Po jakimś czasie zaległa cisza, którą przerywały tylko ciężkie oddechy strażników i pytania o to jak kto się czuje.
  Wtedy poczułam jak nogi się pode mną uginają...
Oparłam się plecami o pobliskie drzewo i stopniowo zjeżdżałam na zieloną, miękką trawę...
   Zaczęło mi się kręcić w głowie i miałam czarne plamki przed oczami...
Ostatkami sił wyszeptałam...
- Jack...
********************
Witam po tygodniowej przerwie! Tak, wiem jestem polsatem, ale nic na to nie poradzę...
Komentarze są mile widziane! :)
※Jenny Ice※

6 komentarzy = natępny rozdział

sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział V- ,,Party z niechcianymi gośćmi (pod koniec)"

Gdy dotarła na miejsce, ujrzała przepięknie oświetlony park. Przeszła się alejką kwitnących jabłoni i weszła na tawnik, który był już przygotowany do zabawy.
   Podłoże do imprezowych szaleństw było otoczone kilkoma latarniami, między którymi były rozwieszone kolorowe lampki. Na początku placu stał stół dla DJ'a, a koło niego stoisko z piciem i lekkimi przekąskami. Oczywiście znajdowało się już tam kilkanaście osób, które głośno rozmawiały i śmiały się.
    Nagle Elsie mignęła postać Rapunzel, która gadała z nowo poznanymi ludźmi, a Merida i Anka czasami się dołączały. Dziewczyny (nasze bohaterki oprócz Elsy) były piękne. Miały na sobie zwiewne sukienki w swoich ulubionych kolorach, czyli Punzie: fiolet-róż, Merida: czerwień-żółć, a Anna w zielonej i ciemnozielonej.
    Patrząc tak na nie, Darkness przypomniała sobie, że od swojej, dość nerwowej, wizyty na Lodowym Wierchu(tak nazwała górę), nie przebrała się. Szybko pobiegła za pobliskie drzewa i zaczęła czarować.
   1.Sukienka
   2.Fryzura( długość skrócona, platynowe, końcówki czarne)
   3. Buty
   Gdy skończyła wyglądała przepięknie. Jednak to, że miała sztylety w skrytkach, w swoim ubraniu, nie czyniło jej do końca normalna osobą.
   W końcu uznała, że wszystko jest na swoim miejscu i wyszła zza drzew.Weszła w tłum, który zdążył już się zebrać, każdy chłopak odwracał głowę, żeby zobaczyć tą piękność.
    Kiedy nareszcie dotarła do dziewczyn, zobaczyła także chłopaków, którzy gadali z nimi i śmiali się. Nagle Punka zauważyła kontem oka Elsę i już chciała ją po przyjacielsku, zganić za spóźnianie się, ale gdy ją zobaczyła w pełnej okazałości, otworzyła buzię z zachwytu. Reszta dziewczyn chciała zobaczyć na co Punzie się tak patrzy, że wywiesza szczękę w dół, a kiedy już to zrobiły, powtórzyły czynność po Rapunzel.
- Ej, dlaczego macie opadnięte kopary? Na co się tak gapicie?- zapytał Jack, śmiejąc się ze swojego dowcipu, który przed chwilą opowiedział chłopakom, ale gdy ją zobaczył, jego serce przyspieszyło, a mózg przestał pracować. Liczyła się tylko ona.
   Gapił się tak na na nią przez dobre trzy minuty, aż w końcu do rzeczywistości przywróciła go Elsa, machając mu przed nosem.
- Ziemia do Frost'a! Halo!- powiedziała, śmiejąc się z jego miny, gdy juz wrócił do rzeczywistości.
- C-cóś, kóś m-mówił?- wszyscy się zaśmieli na jego słowa-Ej! Oco chodzi? Z czego rżecie?-zapytał zirytowany.
- Nie, śnieżny idioto, nikt nic nie mówił. Tylko ja cię przywracałam do rzeczywistości.- zachihotała Darkness i popatrzyła na Jack'a swoimi lazurowo-granatowymi oczami. Ten z kolei znowu się zawiesił, tonąc w jej oczach.
   Lecz tym razem sam sie otrząsnął, kiedy zdał sobie sprawę na kogo patrzył.
-,,Co się ku**a, ze mną dzieje?! Przecież jej nienawidzisz! Jest twoim wrogiem! Nie możesz się w niej zakochać!''-tak wrzeszczała przyziemna strona mózgu białowłosego.
- ,,Nie oszukuj się, podoba ci się. Kochasz ją od waszego pierwszego spotkania! Zapytaj ją. Może ona czuje to samo?- to mówiła strona uczuciowa.
-,, Ale może ona go nie kocha? Nie czuje tego samego co on?''-krzyknęła pesymistycznie rzeczywistość(strona mózgu)
- ,, Skąd to niby wiesz? Co jak ona nie umie zrobić pierwszego ruchu? Co mu szkodzi spróbować?- wrzasnęło uczucie.
- ,, A jak go nie kocha?''
-,, A jak tak?''
- ,, A jak nie?''
- ,,A JAK TAK?!'' 
- ,, ZAMKNĄĆ RYJE!''-ryknął rozsądek, który do tej pory nie ingerował w sprawy uczuć i rzeczywistości.-,,Dajcie mu samemu zdecydować! Najlepiej będzie poczekać, aż ich relacje przemienią się chociaż w przjaźń.Mam rację?!"
-,,Tak, wybiorę opcję rozsądku. Koniec tego!''- wrzasnął w swojej głowie białowłosy i tak zakończył bitwę, która toczyła się w jego głowie.
- Ej, wszystko w porządku?-zapytał jakiś zatroskany głos, który on bardzo dobrze znał. Elsa.
- Tak, wszystko ok. Czemu pytasz?- zadał pytanie Jack, unosząc jedna brew do góry i uśmiechając się szelmowsko. Dziewczyna zarumeiniła się i postanowiła,że nie odpowie na to pytanie.
- Czekaj, czekaj! TY się rumienisz?! O kurcze mam święto narodowe!-zawołał niebieskooki, śmiejąc się, ale zaraz przestał, gdy zobaczył minę platynowłosej.
- Dobra, dobra. Gdzie są pozostali?
- Poszli gdzieś. Nie wiem dokładnie.-wzruszyła ramionami i potarła ramiona. Chłopak od razu to zauważył.
- Zimno ci? Chcesz moja kurtkę?- zapytał Jack, już zciągając ją z siebie.
- Nie, nie dzięki. Wiesz, jakoś przez 523 lata mi nie było zimno, to teraz ma mi być?-zaśmiała się, a on razem z nią.  
   Przez dłuższą chwilę stali tak wpatrzeni w tańczące pary. Czasami pomiędzy nimi migały im sylwetki ich przyjaciół, którzy najprawdopodobniej zawarli sojusz i teraz ze sobą tańczyli.  Nagle oboje wpadli na ten sam pomysł i powiedzieli:
- Przepraszam, proszę może zawrzymy sojusz?- zapytali oboje, w tym samym czasie, apotem znowu zaczęli się śmiać. Po 5 minutach nieustannego śmiechu z niczego, Jack zapytał:
- Too... sojusz?- i wyciągnął rękę. Elsę przeszedł dreszcz, gdy przypomniała sobie co się stało z kwiatem, kiedy go dotkęła.
   W końcu postanowiła na krótki uścisk dłoni i nic więcej.
- Tak.- uścisnęła krótko jego rękę i szybko zabrała ją z powrotem. Chłopak trochę zdziwiony, też zabrał swoją prawicę.Nagle wpadł na pomysł.
- Zatańczysz?- zapytał, trochę się czerwieniąc i podając jej dłoń.
   Dziewczyna nie wiedziała co ma zrobić. Podać, czy nie podać. Bała się. W tym właśnie momencie zapomniała,że strach to słabość, której ona powinna się wystrzegać. Drugi powód to to,że Darkness nie umiała tańczyć. W końcu opamiętała się i zdecydowała, że mu powie.
- No nie wiem, bo widzisz, ja...nie umiem tańczyć-ostatnie słowa wymamrotała szybko i niewyraźnie.
- Co?-zapytał zdezorientowany chłopak.
- Janieumiemtańczyć.- powiedziała na jednym wydechu i czekała na reakcję Frost'a.
    Ten tylko się zaśmiał.
- Chodź, nauczę cię.
- Nie obrazisz się jak ci będę stawać na palce? Bo wiesz, tak naprawdę to nie musisz, ja się nie obrażę...-Tajemnicza zaczęła paplać bardzo szybko, ale Jack położył swój palec na jej wiśnowych ustach. Ta zamilkła zaskoczona. Wtedy chłopak się opamiętał i wydukał niezręcznie:
- Nie, nie obrażę się. To idziesz?-i po raz kolejny podał jej rękę.
- No dobrze...-powiedziała i dała mu swoją. Wtedy chłopak poczuł coś czego nigdy nie czuł.
   Właśnie trzymał w swojej dłoni najdelikatniejszą na świecie rękę, która była ciepła i chłodna równocześnie, a w dodyku jak jedwab. Jednocześnie miał to czego chciał. Trzymać swoją ukochaną za ręce i z nią tańczyć. Znów zatonął w jej tęczówkach, co równie dobrze można powiedzieć o Elsie. Jej serce strasznie do chłopaka rwało. Gdyby było samożywnym organizmem, na pewno już pędziłoby z prędkością szybowca, byle tylko do niego. Dziewczyna również odbyła taką bitwę w swoim mózgu, jak Jack parę akapitów wyżej. U niej rzeczy stanęły na tym, że powie Frost'owi,kiedy przyjdzie na to pora.
  Chłopak wyprowadził onieśmieloną Tajemniczą na sam środek, zielonego parkietu i zaczęli tańczyć. Szło jej w miarę nieżle, nie licząc kilku potknięć i wpadnięć w ramiona młodzieńca. Ale Jack'owi to bardzo odpowiadało.
   Jednak jedna rzecz zastanawiała Elsę. Dlaczego on nie umiera, tak jak ten kwiat w ogrodach? Może to przez to, że jej na nim bardzo zależy? Ale na kwiecie też jej zależało! To co jest przyczyną pozostania Frost'a przy życiu? Tego nie mogła rozwiązać, a tym badziej zrozumieć.
    Nagle do ich uszu dobiegły wolniejsze rytmy i oboje odruchowo spojrzeli na stół, przy którym urzędował DJ. Ale przy sterach nie było uprawnionej do tego osoby, tylko Punzie, która musiała ich razem zauważyć. Pomachała do nich wesoło, a oni w odpowiedzi wystawili języki i cicho się zaśmieli.
    Wtem Darkness potknęła się i po raz kolejny wpadła na chłopaka, ale tym razem z efektem zatopienia się w jego paczałkach, które również patrzyły na nią. Wtedy się zatrzymali i zaczęli przybliżać się do siebie.
i przybliżać...
Jack objął twarz dzieczyny swoimi dłońmi, uwydatniając miejsce gdzie ich usta miały się złączyć...
jeszcze centymetr...
Elsa włożyła dłonie w jego białe, oszronione włosy...
Nic się w tedy nie liczyło....
milimetr...
   Ale właśnie w tym pięknym momencie zgasły wszystkie światła zgasły i nastał mrok. Wszystkich ogarnęła panika i ludzie zaczęli biec we wszystkie strony.
   Nasza para oderwała się od siebie, ciesząc się, że jest ciemno i nikt nie widzi ich rumieńców, ale też zaniepokojeni, tym całym zdarzeniem ze światłem.
Wtem usłyszeli demoniczny śmiech.(Wtedy już wszyscy śmiertelnicy uciekli.)
      Elsa doskonale wiedziała do kogo on należy.
     Na opustoszałym placu została tylko nasza ósemka. Punzie stworzyła latarnię i wszyscy mogli się znaleźć, oraz przygotować do ataku ze strony nieokreślonego przeciwnka.
- Pitch! Pokaż się! Już wiemy, że to ty!-krzyknęła Darkness, wyciągając sztylet, który ociekał jadem.(To była wersja z jadem)
    Wtedy z ciemności ukazała się postać wysokiego mężczyzny, o czarnych, przylizanych do tyłu, włosach, ziemistej cerze i złotych oczach; w otoczeniu czarnych, nienaturalnie chudych  koniach, które patrzyły na nich złowrogo.
Pitch uśmiechał się drwiąco do Tajemniczej i pozostałych strażników, którzy widzieli tego pana po raz pierwszy.
-Witaj Elso Darkness. Dawno się nie widzieliśmy, prawda?
****************************************************
Witam! Tak, wiem rozdziału powinno nie być, ale to chyba dorze, że jest? :)
Jak tam wrażenia po nie doszłym pocałunku naszej Jelsy? Pewnie chcecie mnie teraz zabić za tą akcję i koniec w takim momencie, ale cóż...
Róbta co chceta! :)

Wasza Jennifer Ice

niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział IV- ,,Wyjście"

   Następnego dnia, Elsa obudziła się nie ze swojej własnej woli. Została brutalnie wyrwana z objęć Morfeusza, przez pewną osóbkę o imieniu Rapunzel, która znienacka wskoczyła na łóżko współlokatorki, wrzeszcząc coś co tylko osoba dobrze obudzona mogła zrozumieć. Zła do granic możliwości Darkness, wzięła kilka oddechów i spytała spokojnie:
- Punzie, moje drogie przeciwieństwo, co się stało, że wrzeszczysz na moim łóżku o czyms czego nie mogę zrozumieć?
- Dziś sa moje 20 urodziny!- wrzasnęła dziewczyna.
- Chyba 320?- spytała Elsa, wstając i ubierając się za pomocą mocy. Miała na sobie ciemny makijaż, kolczyki z napisem Evil, czarno-biały top z napisem Bad Girl, białe, u dołu czarne, slimy, które były postrzepione w kilku miejscach i buty te same co  wczoraj, rękawiczki te same i naszyjnik ze srebrnym krzyżem.Włosy uczesała w luźnego warkocza(pamiętajcie,że ona ma włosy do pośladków) Punzie wytrzeszczyła oczy i otworzyła szeroko usta.
- To co chciałaś powiedzieć?- zapytała już uśmiechnięta Tajemnicza.
- To, że musimy porozmawiać z North'em.- powiedziala jua całkiem spokojnie i poważnie Rapunzel.
- Chodzi o wyjście, tak? No to chodźmy!- i dwa przeciwieństwa wyszły na korytarz, kierując się...
- No własnie. Gdzie jest gabinet North'a albo sam on?- zapytała Punka.
- Gabinet jest na dole. Pewnie tam jest. Chodźmy, mamy jeszcze 15 minut do śniadania.- powiedziała Darkness i obie skierowały swoje kroki na dół.
- A gdzie jest Merida i Anka?- zapytała Elsa, po dłuższej chwili.
- Wyszły gdzieś. Nie chciały mi nic powiedzieć. Dziwne.- złotowłosa spochmurniała na chwilę, ale nagle odzyskała humor.- To tu?
- Tak.- powiedziała i zapukała.
- Proszę!- dpowiedział głęboki, męski głos. Dziewczyny weszły i żeby nie przedłuzać, walnęły prosto z mostu, jak to się mówi.
- North, czy możemy iść do....- wypaliły nagle, ale równie szybko zamilkły, uświadamiając sobie, że nie uzgodniły miejsca wyjścia. Jednak Punkę nagle olśniło.
- ... do parku? Dzisiaj ma tam być jakiś festyn. Możemy się wmieszać w tłum i przy okazji, będziemy mogły patrolować teren i sprawdzać, czy nie ma Pitch'a. Plose.- zapytała, robiąc maślane oczka. North podparł brodę, jak to robią wielcy filozofowie.
- No dobrze...ale z jakiej okazji?
- Z okazji Rapunzel'owych urodzin.- odpowiedziała z powagą Darkness.
- Zgadzam się, a teraz chodźcie na śniadanie.- powiedział, wstajac z krzesła i otwierając drzwi przed nimi. Dziewczyny wyszły, przybijając dyskretną piątkę.
   Gdy dotarły na miejsce, wszyscy siedzieli już na swoich miejscach, śmiejąc się, rozmawiajac i jedząc pachnące bułeczki i kiełbaski. Reszta żeńskiej drużyny już, dotarła na miejsce i teraz rozmawiały przyciszonymi glosami, podśmiewajac się czasmi. Pani Ciemności i Pani Światłości usiadły naprzeciwko swoich męskich odpowiedników, rzucając im krótkie i cierpkie ,,cześć''. Potem zwróciły się w kierunku dziewczyn.
- Co was tak śmieszy?- zapytała Elsa, smarując sobie chleb z masłem.
- Merida podpiłowała chłopakom nogi od krzeseł i jak, pierwszy się bunie to spadnie, reszta będzie chciała zobaczyć co się stanie i tak potoczy się lawinowo. Jeden-tu wystrzeliła jeden pęd w stronę solniczki- dwa- kolejny poleciał w stronę pieprzniczki- trzy- ten do koszyka z chlebem- oraz cztery- ostatni popełz po stole, na którego końcu wyrosła rosiczka i zacisnęła swe szczęki na palcu Kristoff'a.
-AAAAAAAAAAAAA! ZDEJMJCIE TO Z MOJEGO PALCA!- wrzeszczał. W końcu odchylił się do tyłu na krześle, trzasnęło i biedny Kriss z uwolnionym już palcem leżał rozpłaszczony na podłodze. Następniy był Flynn, który siedział na początku stołu, Hiccup i Jack. Dziewczyny zaczęły się przeraźliwie śmiać. Źli i upokorzeni chłopacy zaczęli powoli wstawać,ale nagle, prawie równocześnie, pośliznęli się na lodzie stworzonym wcześniej przez Elsę. Przedstawicielki płci pięknej, zwijały się ze śmiechu, na podłodze.
   Gdy chłopakom udało się już wsatać, porzysięgli dziewczynom, ze się za to zemszczą. Ale płec przeciwna tylko się zaśmiała. Nagle do sali weszli strażnicy.
- Elsa, Rapunzel, Merida i Anna! Co to za huki, to po pierwsze, a po drugie, mówiłyście już chłopakom o waszym wyjściu?- zapytał North, patrząc ze zdziwieniem na czerwone ze śmiechu cztery pory roku.
- Po pierwsze, Merida zrobiła kawał chłopakom, a po drugie, nie nie mówiłyśmy.- odpowiedziała Elsa, wstając i otrzepując się z niewidzialnego kurzu.
- Acha. No więc uznałem, że nie powinnyście iść same. Chłopaki pójdą z wami.- powiedział North, uważnie patrząc na reakcję dziewczyn.
- Że... COOO?!- wrzasnęły razem.
- Nie, proszę, North! Nie skazuj nas na śmierć z nimi! Oni wszystko psują!- krzyknęła Rapunzel, pokazując oskarżycielsko na złych chłopaków.
- Punzie ma rację! Ja nie chcę spędzić wieczoru z nadętymi pawianami!- krzyczała Anna.
- North, proszę! My chcemy iść same! Kto wie może znajdziemy sobie chłopaków?- wykrzyknęła Merida.
- Dziewczyny- przerwała im Elsa- niech idą z nami...- nie dane jej było dokończyć bo posypały się wypowiedzi koleżanek.
- TY przeciwko nam?
- Elsa, co w ciebie wstąpiło?!
- Postradałaś zmysły?!
- DAJCIE MI DOKOŃCZYĆ!-wrzasnęła Pani Ciemności- mogą z nami iść, ale pod warunkiem, że nie natkniemy się na nich. Mają być dla nas niewidzialni. Jeżeli nie da się inaczej. Ja wolałabym, aby ci popaprańcy nie szli z nami, bo to urodziny Punki i to ona chce mieć swój idealny dzień wśród PRZYJACIÓŁ.-popatrzyła wymownie w stronę czerwonych ze złości przedstawicielami płci męskiej.
   North popatrzył po strażnikach i powiedział:
- Dobrze, Elso przekonałaś mnie. Idziecie same.- tu dziewczyny  zapiszczały radośnie i otoczyły Elsę wianuszkiem, przytulając i przepraszając ją za to co zaszło wcześniej- wychodzicie o 18.00.- dokończył Mikołaj i wyszedł z resztą strażników.
- Ufff... nie musimy z wami iść. Dzięki Elsa.- powiedział Jack usmiechając się złośliwie.
- Proszę bardzo. Chodźcie, musimy się przygotować.- odpowiedziała zgryźliwie i razem z resztą drużyny żeńskiej opuściły pomieszczenie.
********************************************************************************
- Co mam włożyć? To czy to?- pytała po raz tysięczny Punzie, stojąc przed lustrem i trzymając dwa wieszaki, na których były dwie sukienki.
- Punzie, włóż to co do ciebie bardziej pasuje.- odkrzyknęła Anna, która siedziała w łazience, już którąś godzinę.
- Ku**a! Ne mam co na siebie włożyć!- przeklinała Merida, kolejny raz lustrując i zamykając z hukiem szafę.
- Ludzie, wyluzujcie! Mamy jeszcze godzinę!- krzyknęła zdenerwowana Elsa, zatrzaskując książkę z hukiem. Dziewczyny spojrzały na nia z politowaniem.
- Tak właściwie to,co ty masz zamiar na siebie włożyć?- zapytała Anna, wychylając głowę z łazienki.
- Już mówiłam, wymyślę coś na ostatnią chwilę. Punzie, ty dobrze wiesz jak szybko ja sie ubieram i robię te wszystkie dziewczyńskie pierdoły, no nie?-zapytała, otwierając po raz setny książkę.
- No, racja.- odpowiedziała Punka, uśmiechając się do współlokatorki.    
   Nagle coś zapukało w szybę. Była to sowa Darkness. Dziewczyna szybko podbiegła do okna i je otworzyła. Mistyc trzymała kawałek pergaminu, który byl związany byle jak czerwoną wstążką.
- Uu... Elsa ma cichego wielbiciela!- pisnęła Anna, wychodząc z łazienki i próbując podpatrzeć, co jest napisane na zwitku.
- Anka, uspokój się. Myślę, że nikt nie chciałby się związać ze mną i tracić na mnie czas.-powiedziała zimno, ale trochę smutno, otwierając wiadomość.
                                                                                                       ,, Spotkaj się ze mną za 10 minut, w ogrodach North'a.
                                                                                                                               Będę czekał. }:)"
- Kto to?- zapytała Punzie, wyrywając pergamin przyjaciółce.
- Nie podpisał się.-oznajmiła Merida, podglądając przez ramię Rapunzel.
- Jak myślicie? Kto to może być?- zapytała Anna, podglądając przez drugie ramię Punki.
- EJ! Oddawać mi to! W TEJ CHWILI!- wrzasnęła Elsa, wyrywając zwitek papieru z ręki złotowłosej.
- Już, już. Lepiej się przyszykuj na to spotkanie z tajemniczym nieznajomym.- zahichotała zielonooka i reszta.
- Ale śmieszne, no naprawdę.- powiedziała ironicznie Tajemnicza- idę już. Jak wrócę to macie być juz gotowe! Zrozumiano?-zapytała groźnie, udając rodzica.
- Tak, pani Darkness. Na pewno będziemy.- zaśmiała się wielka trójka.
- To dobrze. Pa, pa!- odpowiedziała Elsa i posłała im uśmiech, po czym rozpłynęła się w ciemności.
*************Z Elsą**************
Siedziała na ławce i przyglądała się kwitnącym, po mimo mrozu, kolorowym kwiatom.Nagle zobaczyła pięknęgo, błękitno-lazurowego, kwiata o kształcie lilii. Pogładziła jego płatki, ale dla niego miało to marne skutki. Pod wpływem jej dotyku, płatki kwiatu zmarniały, a sama roślina uschła. Przerażona skutkami swojego dotyku, szybko wstała i zaczęła chodzic w kółko, zastanawiając się od kiedy jej ręce wysysają esencje życiowe z roślin, zwierząt, a co najgorsze, z ludzi.
  Wtem usłyszała przeraźliwy trzask, a potem jęki bólu i zażenowania. Nie kto inny, jak sam Jack Frost, który obserwował całe to zdarzenie z góry, spadł pod wpływem złamanej gałęzi.
- No proszę, proszę, kogo my tu mamy? Siedziałeś tam cały czas?-zapytała Elsa, patrząc jak białowłosy podnosi się z ziemi i miota przekleństwa na lewo i prawo.
- Odpowiadając na twoje pytanie, to tak, siedziałem tam cały czas. I oczywiście to ja wysłałem wiadomość.
- Po co chciałes się ze mną widzieć?- zapytała nie mało zdziwiona dziewczyna.
- Są dwa powody: pierwszy: Mikołaj zmienił zdanie, idziemy całą ósemką; drugi: mieliśmy mieć dogrywkę.- wyjaśnił Jack.
- Że...CO!?- krzyknęła platynowowłosa. Przecież mówił, że go przekonała! Jakim prawem zmienia zdanie na godzinę, przed dyskoteko-festynem?!
- Nie wiem dlaczego, ale plany się zmieniły. Może dlatego, że chciał was mieć na oku... Ale to nie tak! Ja osobiście nie chcę wam robić za ochroniarza!- krzyknął, uchylając się przed lecącą w niego snieżką.- Tak chcesz się bawić? No to przygotuj się na rewanż, za wczoraj!- i rzucił stworzoną przez niego kulką śniegu, w stronę śmiejącej się dziewczyny.
   Bawili się tak przez pół godziny, dopóki obydwoje nie mieli siły na więcej. Padli koło siebie, przez przypadek, śmiejąc się  i rzucając sobie cięte riposty, z których później jeszcze bardziej śmiali.
- Wiesz-zaczęła Elsa, odwracając się w stronę Jack'a- od 523 lat nie bawiłam się tak dobrze.
- To znaczy od końca pracowania dla Pitch'a?-zapytał Jack, również odwracając się w stronę platynowo włosej.
Elsie krew zamarzła z przeażenia.
- ,,Skąd on to wie?!'' ,, Kto mu to powiedział?!''-te pytania uderzały głucho, w ściany mózgu platynowowłosej. Czuła teraz coś zupełnie innego. Coś co nigdy się w jej życiu nie pojawiło i ogólnie nie powinno się pojawić.
    Dezorientacja.
     Zalała ciało dziewczyny od stóp do głów. Płynęła w żyłach, a serce nie przestało jej pompować. Właśnie t takich momentach Tajemnicza nie nawidziła swojego narządu, który utrzymywał ja przy życiu. Ta chwila to chwila słabości, a ona nie może byc słaba. Nie może mięknąć. Zawsze się uczyła by być twardą, nie dostępną, zimną jak stal na mrozie.
- Ej, wszystko ok?- do rzeczywistości przywrócił ją Jack, który przyglądał się jej nie pewnie i tak jakby z...troską?
- Skąd się o tym dowiewdziałeś, Frost?- zapytała tak ozięble, że ten się wzdrygnął.
- No...przysięgłem temu komuś, że jak o to zapytasz to ci nie powiem...- powiedział białowłosy nie patrząc w oczy Darkness.
- Gadaj. Już!!!-wrzasnęła Elsa i przyparła chłopaka do drzewa. Ten ze zdziwienia,oraz odruchowo ścisnął laskę(kijek) i przeciął nią powietrze. Dziewczyna szybko zablokowała atak.
- Co ci odbiło?!-wrzasnęła-chciałeś mnie zabić?!
- A tobie co?! Złożyłem przysięgę i jej nie złamię, bo tobie zachciało się prawdy!- odkrzyknął zezłoszczony chłopak. Oboje ciężko oddychali i patrzyli na siebie złowrogo.
    W końcu Elsa wyprostowała się i powiedziała dobitnie:
- Po prostu chcę wiedzieć. To takie trudne do zrozumienia? Nie wiedziałam,że książe Jack Frost ma tak mały mózg. Biedny jesteś.
- Taka jesteś?! A ty! Księżniczka, która przez 523 lata się ukrywa i jeden North może ją przekonać, a następnego dnia gwiazda mody! Ogarnij się dziewczyno i zdecyduj się kim NAPRAWDĘ jesteś!- wrzasnął Frost.
   Dziewczynie zeszkliły się oczy,ale nie pozwoliła wypłynąć łzom. Nie jest taka słaba.I nie zamierza się rozklejać przy byle chłopaku, który próbuje ją upokorzyć.
- Więc tak mnie widzisz... Cóż, nie mam zamiaru się dalej kłócić i wrzeszczeć na cały ogród, ale chcę żebyś coś wiedział. Ukrywałam się, bo koszmary Mroka szukały mnie po całym globie i mogły mnie rozpoznać gdziekolwiek byłam. North był pierwsza osobą, której zaufałam, ale to była ta głupia chwila słabości. Tak jak jest z miłością. Zaufasz i się zawiedziesz. Pójdę już i lepiej żebym się na ciebie nie natknęła na festynie, który pewnie zamieni się w dyskotekę.-zakończyła i popatrzyła na białowłosego, który zapomniał języka w gębie.
- Elsa, ja prze-przepraszam, nie wiedziałem...-zaczął Jack, ale dziewczyna go powstrzymała gestem.
- Nic już nie mów. Czasami milczenie jest złotem, a mowa srebrem.- rzekła platynowołosa i rozpłynęła się w ciemnościach.  
*************************
- Co za skur***yn! Debil! Idiota!- tak wyrażała się zezłoszczona i rozgoryczona Darkness na jednej z gór, otaczających Dom North'a.
-Jak on wogóle śmiał coś takiego do mnie powiedzieć?! Co za...-tu posypały się epiety, których nawet nie warto cytować. Ze złości dziewczyna stworzyła posąg biednego Jack'a i rzucała w niego sztyletami, które nosi w skrytkach, w jej ubraniu. Białowłosy miał już cztery ostrza na głowie i pięć na usmiechniętej twarzy, która doprowadzała Elsę do szału.
  W końcu platynowowłosa wydała z siebie wściekły ryk i upadła na ziemię. W miejscu gdzie rzuciła się na nią(ziemię) wszelki śnieg przemienił się w sople i otoczył ją.
   Kiedy już się uspokoiła, wstała, zebrała noże i wszystkie jej wytwory zniknęły za jednym ruchem ręki platynowowłosej. Kiedy spojrzała, aż krzyknęła z przerażenia. Było juz dobrze po godzinie, którą wyznaczył im North na opuszczenie kwatery, na zabawę. Rozejrzała się jeszcze, czy nie zostawiła czegoś, co zostało zrzucone w napadzie złości i zniknęła.

************************
Witam! Rozdział mi najprawdopodobniej nie wyszedł i powiem szcerze, że to resztki mojej weny...

Mam też bardzo smutne wieści: wyjeżdżam w góry i prawdopodobnie nie będzie rozdziału przez dłuższy czas...

Trzymajcie się ciepło!

PS. Jak się podobają obrazki?(Kto czyta na telefonie, niech wejdzie na wersję na kompa)

Wasza Jenny Ice